Pokolenie „Z” a walka informacyjna

Pojęcie „pokolenie Z”, nazywane także czasem post-milenialsami jest próbą wyodrębnienia w celach badawczych, a także marketingowych ludzi urodzonych od połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku do końca pierwszej dekady XXI wieku.  To ludzie, którzy, w odróżnieniu od pokolenia milenialsów (pokolenia Y) dorastając byli już otoczeni przez komputery czy telefony komórkowe. Dla nich nowoczesne technologie, nie są dodatkiem, ale stanowią główne narzędzie poszerzania wiedzy. Generacja Z była nie tylko świadkiem, ale przede wszystkim głównym uczestnikiem rewolucji w komunikacji i sposobie pozyskiwania informacji. Osoby z pokolenia Z nie znają świata bez technologii, używają specyficznego słownictwa, żargonu internetowego. Są otwarci na budowanie relacji przez media społecznościowe, nie obca jest im praca w Internecie. To generacja rewolucji technologiczno-społecznej. Ludzie wychowani w świecie Internetu, smartfonów, tabletów, którzy o wiele częściej pozyskują informacje i kształtują swoją wiedzę o świecie z YouTube niż z gazet czy telewizji, w porównaniu do milenialsów. 

Takie próby znajdowania różnic między pokoleniami pokazują, że nasi dziadkowie, rodzice, starsi i młodsi znajomi, my sami i nasze dzieci, to pięć różnych generacji, z których każde ma swoją specyfikę. Zarówno w sferze interakcji społecznych, jak i preferencji zawodowych, zdolności adaptacyjnych. Takie podziały we współczesnej debacie najczęściej zaczyna się od wyodrębnienia tzw. cichego pokolenia, ludzi urodzonych od połowy lat dwudziestych do końca II wojny światowej. Generacja ta naznaczona piętnem wojny, okupacji, głodu, strasznych cierpień stała się swego rodzaju depozytariuszem przesłania „nigdy więcej wojny”. Cechowało ją silna etyka pracy, poszanowania jedzenia, rzeczy codziennego użytku, lojalności w pracy, najczęściej przywiązanie przez całe życie nie tylko do jednego zawodu, ale i miejsca pracy. Kolejne pokolenie nazywane baby boomers, czyli osoby urodzone od zakończenia II wojny światowej do połowy lat 60. XX wieku, to pokolenie powojennego wyżu demograficznego, silnie definiujące się poprzez pracę. Pokolenie X to osoby urodzone od połowy lat 60. Do końca lat 70. ub. wieku. To ludzie przywiązani do tradycyjnych kontaktów międzyludzkich; pod kątem nauki korzystania z nowoczesnych technologii, można powiedzieć, że to „cyfrowi imigranci”, uczący się ich obsługi dopiero w dorosłym życiu, podobnie jak ich rodzice. I wreszcie milenialsi, pokolenie Y, ludzi urodzeni od początku lat 80. do połowy lat 90. Wychowani w trakcie transformacji ustrojowej, jako nastolatkowie byli świadkami przystąpienia Polski do NATO, Unii Europejskiej. Na ich oczach odbywała się rewolucja technologiczna. W tym pokoleniu panowała moda na studia, więc przyjmuje się, że to generacja dobrze wykształcona, ale niekoniecznie na kierunkach, które dały później dobrą pracę. 

Warto dodać, że już obecnie próbuje się wyodrębnić i scharakteryzować nowe pokolenie – pokolenie Alfa, ludzi urodzonych od końca pierwszej dekady do połowy lat dwudziestych XXI wieku. To generacja najzamożniejsza ze wszystkich, które dotychczas wymieniłem. Pokolenie najlepiej wykształcone w historii powojennej. Dla którego świat cyfrowy, świat wirtualny będzie ważniejszy niż świat realny. To pokolenie, dla którego standardem będzie dwujęzyczność i praca przez Internet Ale także to ludzie, którzy od swojego dzieciństwa będą świadkami cyfrowej kontroli społecznej i rezygnacji z transakcji gotówkowych. 

W ostatnich latach niemałym wstrząsem dla użytkowników social media była afera Cambridge Analytica, firmy, która zajmowała się konsultingiem politycznym. Dzięki pozyskaniu danych ponad 80 milionów użytkowników Facebooka, była w stanie aktywnie rozwijać nowoczesne techniki wpływania na preferencje polityczne wyborów w Stanach Zjednoczonych w trakcie kampanii prezydenckiej w 2016 roku. Dane te były wykorzystywane do psychologicznego profilowania użytkowników pod kątem preferencji wyborczych i wpływania na ich polityczne decyzje. Dzięki wykorzystywaniu psychometrii i analizy big data analitycy tej formy zaczęli stosować tzw. mikrotargeting do celów politycznych. Chodzi o personalizację przekazu politycznego. Dostosowanie przekazu, czy to w formie narracji, czy w formie memów pod indywidualne preferencje danej osoby. Cambridge Analytica szeroko stosowała „mikrotargetowanie behawioralne”, wykorzystując analizę osobowości i dane demograficzne do wpływania na masowe zachowania wyborców. Za te usługi sztab wyborczy Donalda Trumpa zapłacił ponad sześć milionów dolarów.

Technika ta wykorzystuje dane dotyczące zachowań i preferencji wyborców, aby tworzyć spersonalizowane komunikaty polityczne. Zyskała na popularności dzięki rozwojowi technologii cyfrowych, które umożliwiają zbieranie i analizowanie dużych ilości danych o osobach. Polega na segmentacji elektoratu na bardzo małe grupy lub nawet pojedyncze osoby na podstawie szczegółowych informacji, takich jak zainteresowania, historie przeglądania internetu, aktywność w mediach społecznościowych, demografia i inne czynniki behawioralne. Na tej podstawie tworzone są spersonalizowane przekazy, które mają na celu wpłynąć na decyzje wyborcze. W praktyce mikrotargetowanie behawioralne wykorzystuje zaawansowane algorytmy i metody analizy danych. Partie polityczne, służby specjalne czy ponadnarodowe korporacje używają tych narzędzi do identyfikacji kluczowych segmentów społeczeństwa (w tym np. wyborców/konsumentów), którzy mogą być najbardziej podatni na konkretne przekazy. 

Korzystając z mediów społecznościowych zostawiamy po sobie niezwykle cenne ślady cyfrowe, czyli dane które są następnie wykorzystywane przez odpowiednie algorytmy i sztuczną inteligencję. Dzięki tym danym, odpowiednio przetworzonym, firmy mogą np. dostosowywać reklamy i innym przekaz do użytkowników w sposób niezwykle skuteczny. Lajkowanie stron na Facebooku, zdjęć na Instagramie, komentarze i udostępniania na Twitterze przypominają odpowiedzi na pytania z kwestionariusza osobowości: jakie filmy danym ludziom się podobają, jakie lubią jedzenie, w jakich porach dnia są najbardziej aktywni, jakie mają poglądy polityczne, religijne, jak odnoszą się do kwestii światopoglądowych, obyczajowych itd. Według Michał Kosińskiego z Uniwersytetu Stanforda już podstawie ok. 70 lajków z Facebooka algorytm jest w stanie stworzyć portret psychologiczny danego człowieka. Współczesne algorytmy są także zdolne profilować nasze cechy osobowości, a nawet poglądy polityczne i preferencje seksualne na podstawie samych zdjęć zamieszczanych w sieci. Oczywiście im więcej danych tego typu sztuczna inteligencja zbiera o nas, tym precyzyjnej jest w stanie nas profilować. Osobną kwestią są zagrożenia związane z kradzieżą tożsamości i wykorzystywania jej do celów przestępczych lub zaciągania kredytów. 

To co nazywamy potocznie mianem bańki informacyjnej oznacza sytuację, w której użytkownik Internetu otrzymuje informacje, wyselekcjonowane przez algorytmy danego serwisu, zgodnie z zasadą personalizacji. Chodzi o to, aby internauta pozyskiwał treści i zapoznawał się z opiniami, które mu odpowiadają, są zgodne z jego światopoglądem, sposobem widzenia świata i zamiłowaniami we wszystkich możliwych dziedzinach życia. Sito informacyjne oparte jest na hierarchii preferencji danego użytkownika. A te preferencje są określane przez ślady cyfrowe, jakie każdy z nas zostawia w sieci. Historia wyszukiwania, lokalizacja, „lajki” i udostępniania w mediach społecznościowych tworzą nasze inklinacje, które są podstawą do serwowania nam treści, jakie „chcemy otrzymywać”. Pytanie, czy tak rzeczywiście jest? Przecież tworzy się zamknięty cykl obiegu opinii, zgodnych z naszymi preferencjami, w którym nie będziemy kierowani na odmienne punkty widzenia czy tematy niezgodne z naszymi obecnymi zainteresowaniami. To, że internauci mają mniejszy kontakt z odmiennym punktem widzenia, nie oznacza automatycznie, że zwiększa się nasza wolność wyboru. Żyjąc we własnych bańkach informacyjnych stajemy się intelektualnie odizolowani Ogranicza się nasz wybór, zawęża horyzonty. 

Samo pojęcie bańki informacyjnej wprowadził do powszechnego obiegu Eli Pariser, przedsiębiorca i działacz społecznych. Jego książka zatytułowana „Bańka informacyjna: co przed tobą ukrywa Internet” została wydana w języku angielskim w 2011 roku i wzbudziła ożywione dyskusje o kondycji współczesnego społeczeństwa. 

Dziś często mówi się o perspektywie „bałkanizacji Internetu”. Chodzi o podział Internetu na zwalczające się „plemiona”, które niewiele o sobie wiedzą nawzajem. „Cyberbałkanizacja” sieci to podział na podgrupy ludzi mających podobny światopogląd, którzy są wyizolowani w swoich własnych wirtualnych społecznościach i pozbawieni są możliwości kontaktu z innymi poglądami. Ten trend ulega nasileniu wraz z „nacjonalizacją” Internetu, co widzimy choćby po przykładzie Chin czy Rosji. 

Warto zdać sobie sprawę, że już ponad dwie trzecie świata korzysta obecnie z telefonu komórkowego (67 proc.). Z Internetu korzysta prawie 60 proc. wszystkich mieszkańców Ziemi. Aby zrozumieć skalę konkurencji, szanse i zagrożenia na rynku cyfrowym, warto przyjrzeć się także danym w liczbach bezwzględnych za ubiegły rok. Przy całkowitej populacji 7,81 mld, liczba osób korzystających z telefonów komórkowych wynosiła 5,20 mld, użytkowników Internetu: 4,66 mld, zaś użytkownicy mediów społecznościowych na całym świecie: 4,14 mld. To pokazuje, jak wielka jest dziś pokusa wykorzystywania obecności mieszkańców naszej planety w przestrzeni wirtualnej nie tylko do celów biznesowych, ale także politycznych. 

Moim zdaniem, w najbliższych latach będziemy mieli do czynienia z trendem wśród najsilniejszych państw świata do „suwerenizacji” i „nacjonalizacji” mediów społecznościowych. Widać to dobrze po działaniach choćby chińskich, czyli blokadzie mediów społecznościowych i wybranych serwisów internetowych hostowanych w Stanach Zjednoczonych i tworzeniu własnej infrastruktury komunikacyjnej w sieci. Będziemy także świadkami wzrastającego ograniczenia wolności wypowiedzi w Internecie.

Żyjemy w erze post-prywatności. Warto podkreślić, że jako użytkownicy mediów społecznościowych świadomie decydujemy się na przekazywanie części swojej prywatności w ręce międzynarodowych korporacji. Czasy mocnego ograniczenia naszej prywatności nie są oczywiście związane tylko z obecnością w social media. Ktoś może nie mieć konta w żadnym serwisie ani na Facebooku, YouTube, czy na Linkedin. Ale trudno dziś funkcjonować bez poczty elektronicznej czy konta w banku. Ślady cyfrowe zostawia każdy z nas posługując się kartą płatniczą w sklepach, na stacjach benzynowych, korzystając z wyszukiwarki internetowej, posiadając w domu czy samochodzie sprzęt elektroniczny Wi-Fi. Większość z nas ma smartfony. Większość z nich przecież śledzi lokalizacje. Algorytmy są w stanie nie tylko zapisywać, ale i szczegółowo analizować esemesy. 

Osobny problem związany z gwałtownym wzrostem roli cyberprzestrzeni w życiu osób z pokolenia Z, to coraz większe zagrożenie ze strony „deep fake”. Jest to technologia generowania realistycznie wyglądających fałszywych materiałów wideo, audio lub zdjęć za pomocą sztucznej inteligencji.  

Jednym z największych zagrożeń związanych z deep fake jest możliwość manipulacji informacjami. Dzięki tej technologii można stworzyć wideo, na którym znane postacie publiczne wydają się mówić lub robić rzeczy, których nigdy nie powiedziały ani nie zrobiły. Dla pokolenia Z, które często czerpie wiedzę o świecie z mediów społecznościowych i innych cyfrowych platform, takie fałszywe informacje mogą wprowadzać w błąd, wpływając na ich postrzeganie rzeczywistości i podejmowanie decyzji. 

Wykorzystywanie deep fake w tym kontekście otwiera nowe fronty w cyberwojnie i psychologicznych operacjach wpływu, zarówno pod względem obronnym, jak i ofensywnym.

Deep fake może być używany do kreowania fałszywych wiadomości, manipulowania opinią publiczną lub nawet do prowokowania konfliktów politycznych. Przykładem może być generowanie wypowiedzi znanych polityków, w których wyrażają oni kontrowersyjne opinie lub ogłaszają decyzje, których nigdy nie podjęli. Takie fałszywe materiały, szerząc się w mediach społecznościowych, mogą wywoływać zamieszanie, wpływać na wyniki wyborów lub zaostrzać napięcia międzynarodowe.

Kluczowe zatem staje się budowanie świadomości społecznej nie tylko wśród pokolenia Z na temat istnienia i możliwości technologii deep fake, aby odbiorcy byli bardziej krytyczni wobec konsumowanych treści.

Dr Leszek Sykulski

2 1 głosowanie
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

1 Komentarz
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
Ondraszek
Ondraszek
3 miesiące temu

Pokolenie „Z”. To na pewno pokolenie doskonale odnajdujące się w przestrzeni nowoczesnych urządzeń, technologii jak i cyberprzestrzeni, ale to pokolenie podatne na manipulacje, pozbawione empatii. To pokolenie tchórzy i cwaniaków. To oczywiście może się zmienić, ale ten etap na którym jesteśmy (moim zdaniem)nie nastraja optymizmem.

1
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex