Pierwsi do pomocy, ostatni do walki. Co robić, aby dziś uniknąć wojny?

Odpowiadając na tytułowe pytanie z punktu widzenia badacza, który zajmuje się geopolityką i któremu bliska jest również realistyczna i neorealistyczna teoria stosunków międzynarodowych, trzeba napisać, że nigdy w historii nie ma stuprocentowej gwarancji na uniknięcie wojny. Nigdy jej nie ma i nikt nie jest w stanie w stu procentach przewidzieć, czy wojna będzie, czy jej nie będzie, choćbyśmy czynili najlepsze wysiłki, na jakie nas tylko stać. Nikt nie powie i nie da gwarancji, że w ciągu najbliższych lat nie dojdzie do potencjalnej wojny na którymś z kierunków. Oczywiście jedne kierunki są bardziej zagrożone, inne są mniej zagrożone tymi potencjalnymi działaniami zbrojnymi. Natomiast odnosząc się do kwestii potencjalnego zagrożenia ze strony rosyjskiej – wbrew obowiązującej narracji, która każe nam widzieć na każdym kroku przysłowiowego rosyjskiego agenta i przysłowiowe, już praktycznie lecące bomby na polskie miasta – jestem daleki od takiego stawiania sprawy. 

Powinniśmy zatem minimalizować istniejące zagrożenia i minimalizować tę błędną politykę, która jest prowadzona – zagraniczną i bezpieczeństwa. Moim zdaniem polska polityka wschodnia po roku 1989, a zwłaszcza po roku 1999, po przystąpieniu do NATO, jest polityką nieskuteczną. Polityką, która jest nakierowana na wtrącanie się w wewnętrzne sprawy państw przestrzeni postsowieckiej. Zwłaszcza mam na myśli tutaj Republikę Białorusi i w mniejszym stopniu Federację Rosyjską. W polskiej polityce zagranicznej ma miejsce ingerowanie w wewnętrzne sprawy rosyjskie poprzez wspieranie opozycji. Natomiast to, co widzieliśmy po ostatnich wyborach prezydenckich w Republice Białorusi to nic innego jak próba takiego nawet bezpośredniego ingerowania w wewnętrzne sprawy tamtego państwa, a pamiętajmy, że Białoruś jest w specjalnych relacjach z Rosją. Mówimy tutaj o państwie związkowym Rosji i Białorusi. Zwłaszcza po ostatnich umowach integracyjnych jest to bardzo ścisła relacja. I dlatego trudno się dziwić, że reakcja na próbę wywołania kolorowej rewolucji na Białorusi była taka, a nie inna ze strony białoruskiej. Ja oczywiście w żaden sposób tego nie pochwalam.

Myślę, że przede wszystkim należy odejść od tej polityki, którą dotychczas prowadzimy, czyli polityki jednowektorowej na rzecz polityki wielowektorowej i na rzecz normalizacji relacji ze wszystkimi sąsiadami. Wielokrotnie powtarzałem i powtórzę to: zawsze uważałem, że to Niemcy są o wiele większym zagrożeniem dla państwa polskiego niż Federacja Rosyjska. Powiem paradoksalnie i nieco przewrotnie, że nawet gdyby doszło do starcia militarnego między naszymi krajami w najbliższym czasie – które byłoby moim zdaniem pochodną dwóch czynników, po pierwsze wtrącania się Polski w wewnętrzne sprawy Białorusi, po drugie wspierania militarnego Ukrainy – to i tak uważam, że Niemcy są perspektywicznie, strategicznie i geopolitycznie poważniejszym przeciwnikiem i większym zagrożeniem dla państwa polskiego.

Wynika to z faktu, że Niemcy nie są zainteresowane istnieniem państwa polskiego. I to bez względu na to, o jakiej frakcji niemieckich ugrupowań mówimy, generalnie polityka Berlina jest taka, że chcą stworzenia europejskiego państwa federalnego, czyli takiego państwa, gdzie nie będzie miejsca na niepodległą i suwerenną Rzeczpospolitą Polską. Mamy więc tutaj do czynienia z trendem do wymazania państwa narodowego, tak naprawdę zatarcia granic, zatarcia różnic i stworzenia jakiegoś konglomeratu, powiedzielibyśmy homogenicznego, etnicznego, wymieszanego multi-kulti i tak dalej. Uważam, że te zagrożenia cywilizacyjne są o wiele większe, natomiast myślę, że problemów granicznych Polska z Rosją nie ma. Natomiast kwestia czy w Polsce są bazy NATO albo kwestia, czy Polska wspiera militarnie Ukrainę, czy Polska ingeruje w wewnętrzne sprawy Białorusi, no to już jest sprawa do przedyskutowania.

Uważam, że można bardzo wiele spraw załatwić przez dialog. Nie powinniśmy się absolutnie zamykać na dialog z Federacją Rosyjską. To, co się dzieje obecnie, ta nienawiść wzbudzana oczywiście odgórnie, wzbudzana za pomocą inżynierii społecznej, będzie prowadzić do tego, że nie będzie sytuacji alternatywnej. Polscy politycy znajdą się w sytuacji, gdzie wejdą w taki mechanizm eskalacyjny który – jak myślę – Rosjanie wykorzystają. I nawet, jeżeli doszłoby do jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego – nie mówię o wojnie, tylko nawet o jakimś konflikcie ograniczonym – nie będzie tutaj zwycięzców.

Mocarstwom morskim, zwłaszcza Waszyngtonowi i Londynowi zależy na tym, aby maksymalnie osłabić Rosję, aby Rosja nie była naturalnym, równoprawnym, militarnym sojusznikiem Chińskiej Republiki Ludowej.

W wielkiej grze na eurazjatyckiej szachownicy Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym zależy na tym, aby maksymalnie osłabić Rosję, oczywiście cudzymi rękami. Chodzi o to, aby wyciągnąć kasztany z ognia cudzymi rękami i uważam, że Stany Zjednoczone będą wspierały i będą starały się doprowadzić do maksymalnego osłabienia Rosji rękami Ukraińców i Polaków. Widzimy zresztą, że szanse na to, że bezpośrednio wojska brytyjskie, czy wojska amerykańskie włączą się na Ukrainie do walki z żołnierzami rosyjskimi, na razie nie ma (rozmawiamy 6 maja 2022 roku – przyp. red.).

Natomiast myślę, że Stany Zjednoczone zrobią bardzo dużo, aby niestety włączyć również Polskę do konfrontacji militarnej z Rosją, bo to jest dla nich gwarancja, że Rosja zostanie bardzo mocno osłabiona. Należy jednak podkreślić, że życie żadnego polskiego żołnierza, kobiety, dziecka, starca, mężczyzny nie jest warte, aby poświęcać je na ołtarzu interesów Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii.

Wiemy, że perspektywa realistyczna w stosunkach międzynarodowych, także perspektywa geopolityczna odrzuca aksjologię, czyli odrzuca wszystkie kwestie moralne, etyczne. Teoria realistyczna i neorealistyczna stwierdza po prostu, że mocarstwa tworzą swoje strefy wpływów zabezpieczając swoje interesy, zabezpieczając swoje zasoby i walcząc o przetrwanie w starciach między mocarstwami. I to jest naturalna z punktu widzenia realizmu kolej rzeczy od czasów starożytnych aż do XXI wieku i nie zmieniły tego w żaden sposób takie wynalazki, jak elektryczność, nie zmieniło tego powstanie mediów masowego przekazu – radia, telewizji, internetu. Nie zmieniło tego w żaden sposób to, że dzisiaj prawie każdy żołnierz na obszarze walki posiada dostęp do telefonu komórkowego, jest w stanie na żywo relacjonować to w mediach społecznościowych. To absolutnie nie zmieniło realiów stosunków międzynarodowych, systemu i architektury bezpieczeństwa międzynarodowego. Skoro mocarstwa mają prawo – bo to wynika jakby z natury mocarstw i również tragizmu polityki mocarstw, używając tego określenia profesora Mearsheimera –do swoich stref wpływów, to oczywiste, że będą je chronić.

Rosja traktuje Ukrainę, czy przynajmniej obszar wschodniej Ukrainy jako swoją naturalną strefę wpływów. W odpowiedzi na próbę włączenia tego państwa w struktury obcego paktu polityczno-militarnego podjęła próby na rzecz przekreślenia tego procesu. Oczywiście w żaden sposób Rosji nie usprawiedliwiam ani w sensie moralnym, ani etycznym. Chcę to bardzo wyraźnie podkreślić – potępiam każdą przemoc, czy to będzie przemoc pod przysłowiowym blokiem, przed sklepem monopolowym, na ulicy, na przystanku, czy w autobusie miejskim, czy na stadionie, czy to będzie przemoc w stosunkach międzynarodowych. 

Co nie oznacza, że jako badacz zajmujący się właśnie geopolityką, nie jestem w stanie przejść do porządku dziennego analizując politykę mocarstw nad kwestiami etycznymi i moralnymi i na zasadzie analogii po prostu stwierdzić, że gdyby dzisiaj Federacja Rosyjska chciała stworzyć bazy wojskowe w Meksyku, gdyby Federacja Rosyjska dzisiaj chciała stworzyć bazę rakietową na Kubie, gdyby dzisiaj Federacja Rosyjska chciała wciągnąć do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym na przykład Kanadę (mówimy tutaj o organizacji nazywanej rosyjskim NATO), to jestem przekonany, że natychmiast, w bardzo krótkim czasie – czy to na Kubie, czy w Meksyku, czy w Kanadzie zostałaby zrobiona jakaś rewolucja, jakieś zamieszki społeczne, jakiś pucz wojskowy albo po prostu doszłoby do otwartej agresji militarnej Stanów Zjednoczonych. Pewnie pod jakimś szyldem obrony demokracji i praw człowieka.

Chodziłoby o zachowanie równowagi sił i dokładnie o to chodzi Federacji Rosyjskiej – o zachowanie równowagi sił między blokiem polityczno-militarnym tworzonym przez Stany Zjednoczone, a blokiem polityczno-militarnym tworzonym przez Federację Rosyjską.

Wielu komentatorów spraw międzynarodowych, którzy zajmują się komentowaniem na bieżąco wojny na Ukrainie, uważają, że jest to wojna zastępcza między Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową. 

Polityka rządu w Warszawie w kontekście wojny na Ukrainie była karygodna na kilku polach. Po pierwsze – rozumiem, że można nie wszystko przewidzieć, że można było nie przewidzieć skali działań wojennych. Możemy się spierać, czy to jest taka pełna skala, na którą stać dzisiaj Rosję i ma to rzeczywiście na celu okupację całej Ukrainy, czy jest to walka zbrojna o charakterze ograniczonym, bez powszechnej mobilizacji, bez wypowiedzenia wojny przy rzuceniu mniejszych sił, niż Ukraina dysponuje, jeśli chodzi o siły zbrojne.

Ale to jest bez różnicy, jeżeli oceniamy postawę państwa polskiego wobec zagrożenia migracyjnego. Migracja, zwłaszcza duża migracja zawsze jest wielkim sprawdzianem dla każdego państwa i pytanie, czy Polska w ogóle była przygotowana na większą skalę migracji? Już nie piszę o kwestii zagrożenia epidemicznego. Przecież wiemy doskonale, jakie potężne ograniczenia rząd polski nakładał na Polaków, jak bardzo gnębił polskich przedsiębiorców tymi lockdownami, jak wielki reżim sanitarny był wprowadzony, jak to mocno odbiło się na gospodarce. Wszyscy zresztą odczuwamy koszty gospodarcze tych lockdownów już dzisiaj, a tutaj nagle okazuje się, że można było kilka milionów ludzi wpuścić bez „paszportów covidowych”, bez kwarantanny itd. Mimo iż w tym samym czasie, kiedy granicę polsko-ukraińską przekraczały setki tysięcy uchodźców, część Polaków wracając z zagranicy jeszcze musiała odbywać kwarantannę. Warto się nad tym zastanowić. 

Wiemy poza tym doskonale z historii, z dobrych dzieł historyków, także byłych oficerów służb specjalnych, że wielkie migracje zawsze są okazją do plasowania nielegalnej agentury. Chodzi o umieszczanie osób, które, można powiedzieć, pod takim płaszczykiem uchodźcy zaczynają się wtapiać we wrogie społeczeństwo. Zaczynają normalnie pracować, nie zwracając na siebie uwagi służb specjalnych. Natomiast tak naprawdę są wyszkolonymi oficerami wywiadu, którzy mają na celu wtopienie się we wrogie społeczeństwo jako właśnie uchodźcy. Są budzeni jako tak zwane śpiochy po kilku, a nawet kilkunastu latach. Myślę, że tutaj sprawa Anny Chapman jest takim dobrym przykładem, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone. Wiemy z historii, że służby specjalne wielu państw wykorzystywały większe ruchy migracyjne, w tym oczywiście wojenne i około wojenne do plasowania tej agentury nielegalnej we wrogich lub potencjalnie wrogich społeczeństwach.

Kolejna sprawa to wspieranie militarne Ukrainy, które należy ocenić negatywnie. Uważam, że jest to absolutnie niepotrzebne ryzykowanie bezpieczeństwem państwa polskiego. Polska na dziś nie jest przygotowana do żadnego większego konfliktu zbrojnego. Nie ma ani efektywnego systemu obrony powietrznej, ani nowoczesnego systemu szkolenia rezerw, ani nie dysponuje obroną cywilną czy infrastrukturą ochronną dla cywilów. Ogromny stan zaniedbań w kwestii obrony cywilnej potwierdzają raporty Najwyższej Izby Kontroli z ostatnich dwunastu lat.

Warto tu podkreślić, że sojusze międzynarodowe są jedynie dopełnieniem naszego bezpieczeństwa. Natomiast w oficjalnych dokumentach obowiązujących w Polsce sprawa jest przedstawiana zupełnie inaczej. Przykładem są zapisy Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej, którą Prezydent Andrzej Duda podpisał 12 maja 2020 roku. Możemy w niej przeczytać, że podstawą bezpieczeństwa Polski jest właśnie udział w sojuszach. Jest to kolektywny system bezpieczeństwa. Natomiast historia nas uczy, i to nie tylko ta historia z wieku XXI, XX, nie tylko historia Kurdów na Bliskim Wschodzie, nie tylko historia Polski w okresie II wojny światowej, ale wiele różnych historii, łącznie z wojną peloponeską i dylematem melijskim – kiedy Melijczycy zostali pozostawieni sami sobie przez Spartan, że sojusze raz są dotrzymywane, raz nie i jest wielkim ryzykiem liczyć wyłącznie na sojusznika. 

Pamiętajmy, że Ukraina nie jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, nie wiąże nas w ogóle artykuł piąty w stosunku do państwa ukraińskiego. Między Polską a Ukrainą jest bardzo wiele rozbieżności interesów. Zdaję sobie sprawę, że taki konflikt na pewien czas zawiesza niektóre z tych konfliktów, natomiast absolutnie nie wolno nam ryzykować naszym bezpieczeństwem. 

Bezpieczeństwo Ukrainy to jest bezpieczeństwo Ukrainy, natomiast dawanie pretekstu Rosji do uderzenia w polskie siły zbrojne, które uczestniczą w przekazywaniu broni na Ukrainę to niebezpieczna gra, która grozi włączeniem państwa polskiego do wojny z państwem związkowym Rosji i Białorusi. Pamiętajmy – nie tylko z Rosją, ale z państwem związkowym Rosji i Białorusi. Uważam, że jest to polityka nieodpowiedzialna, ja się takiej polityce sprzeciwiam.

Polska od początku wojny na Ukrainie powinna była przyjąć strategię „first to help, last to fight”, czyli „pierwsi do pomocy, ostatni do walki”. Uważam, że pomoc, którą powinniśmy świadczyć Ukrainie, to przede wszystkim pomoc humanitarna, ale pomoc humanitarna robiona z głową. Nie na zasadzie narażania bezpieczeństwa wewnętrznego państwa polskiego i tworzenia sobie zagrożenia kontrwywiadowczego na następne kilkanaście lat.

Niestety wiele wskazuje na to, że Polska będzie za kilkanaście lat miała bardzo duże problemy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne i zagrożenia kontrwywiadowcze. Bo dzisiaj Rosjanie i Ukraińcy – co nie ulega najmniejszej wątpliwości, znając historię rosyjskich i sowieckich służb specjalnych – plasują agenturę nielegalną pod płaszczykiem właśnie migracji i warto to mieć na uwadze.

W całej tej sytuacji geopolitycznej, warto spojrzeć na cały kontekst strategiczny, o którym mówił profesor John Mearsheimer. Przede wszystkim, mówimy tutaj o kontekście rosyjskiej propozycji nowego traktatu bezpieczeństwa w Europie. Mówimy o tej propozycji sformułowanej przez Siergieja Ławrowa, szefa rosyjskiej dyplomacji z 17 grudnia 2021 roku. Tam były trzy punkty wyjścia do debaty na temat bezpieczeństwa europejskiego, można powiedzieć, że na początku trzeciej dekady XXI wieku. Chodziło o kwestię moratorium na rozszerzenie NATO. Chodziło tak naprawdę o to, żeby nie przyłączać do NATO Mołdawii, Ukrainy i Gruzji. Po drugie chodziło o to, aby wycofać bazy, a przynajmniej ofensywną broń natowską z państw, które przystąpiły do NATO po 1997 roku. Rosja argumentuje to tak, że skoro Sojusz Północnoatlantycki posiada nuklearne siły odstraszania, nuklearne siły o charakterze strategicznym, zdolne do powstrzymywania ataków i napaści, to nie ma najmniejszej potrzeby, aby dyslokował swoje jednostki, powiedzmy pancerno-zmechanizowane, czy jednostki sił powietrznych w krajach, które przystąpiły do NATO po 1997 roku.

No i wreszcie trzecia sprawa – nierozmieszczanie broni ofensywnej wzdłuż granic Rosji, czy też w pobliżu granic Rosji, bo to nie zostało jakoś specjalnie sformułowane. Rozumiem, że tutaj chodziło rosyjskiej dyplomacji o doprecyzowanie tego w toku szczegółowych konsultacji. 

W powyższym kontekście, patrząc na wywód J. Mearsheimera, można zaryzykować hipotezę, że gdyby prezydent Zełenski i rząd ukraiński zdecydowali się na realizację tych układów z września 2014 roku i lutego 2015 roku, które zakładały między innymi nadanie specjalnego statusu Donbasowi – ale przypomnę, że w ramach granic Ukrainy, w ramach państwa ukraińskiego – to 24 lutego 2022 roku by nie było.

Natomiast stało się inaczej. Stanom Zjednoczonym czy tej ekipie, która rządzi od stycznia 2021 roku, bardzo zależało na eskalacji napięcia w naszej części Europy, aby osłabić Rosję. Stąd bardzo rozbudowane szkolenia PR-owe dla administracji ukraińskiej, i dla sił zbrojnych Ukrainy, i szkolenia wojsk specjalnych Ukrainy, i dozbrajanie wojsk ukraińskich, i tak dalej… Mając taki „parasol ochronny”, bo okazał się to tak naprawdę żaden parasol, władze ukraińskie licytowały bardzo wysoko z Rosją, no i nie zgodziły się na realizację porozumień mińskich – a wiemy doskonale, że od 2015 roku Grupa Normandzka bardzo mocno naciskała na władze w Kijowie, aby te porozumienia zrealizować. Mówimy oczywiście o tym formacie normandzkim – Niemcy, Rosja, Francja i Ukraina. Było jasne, że to doprowadzi prędzej czy później do konfrontacji. To była tylko kwestia skali. Amerykanie zyskali potężne narzędzia geostrategiczne do wysondowania realnej siły militarnej Rosji, ale także do sprawdzenia w boju swojego sprzęty wojskowego i sprzętu sojuszników. Wreszcie wojna na Ukrainie stała się swego rodzaju poligonem doświadczalnym dla nowych rodzajów broni. Przypomnę tylko, że to właśnie w tym konflikcie doszło do pierwszego w historii starcia bojowych systemów autonomicznych. 

W interesie Polski, w interesie nas wszystkich jest zatem trzymanie się od wojny na Ukrainie z daleka. Nieangażowanie się ani w pomoc wojskową, ani finansową dla Ukrainy. W interesie państwa polskiego jest jak najszybsze zakończenie tej wojny – to nie nasza wojna! Ale to nie wszystko. Choćby najliczniejsze i uzbrojone po zęby siły zbrojne nie dają pełnej gwarancji bezpieczeństwa. Realne bezpieczeństwo wynika z mądrze prowadzonej polityki wielowektorowej, opartej o zasadę: zero wrogów wśród sąsiadów. Aby taką politykę rozpocząć potrzebne są zmiany strukturalne w państw, reforma służb specjalnych i służby dyplomatycznej. Potrzebą wręcz natychmiastową jest normalizacja relacji Polski z Rosją i Białorusią. 

dr Leszek Sykulski

5 1 głosowanie
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

3 Komentarze
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
Krzysztof Tyszkiewicz
Krzysztof Tyszkiewicz
3 miesiące temu

No cóż. Zgadzam się w zupełności z oceną Pana Sykulskieg. Wołał bym jednak, aby polska polityka była realną polityką w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zaś polityką s.f. Pozdrawiam.

Zdzislawa Chrzan
Zdzislawa Chrzan
3 miesiące temu

Calkowita racja!
Za kazdym razem kiedy polscy politycy otwieraja usta okazuja swoja glupote, brak dyplomacji i przemyslenia jak przystoji na politykow wystawia czlowieczenstwo na smiertelne zagrozenie ale i tez na kpiny.
W dziennikach zachodnich mowi sie o Wegrach, Rumuni ale nie o Polsce.
Swiadomosc spoleczna jest niezbedna i ma obowiazek naprowadzac tych politykow na sluszna droge.
Dziekuje Panu

Jarosław z
Jarosław z
3 miesiące temu

To niestety pokazuje że interesy Polski są pomijane przez naszych polityków. Jesteśmy tylko pionkiem na szachownicy. Nasi rodacy mają posłużyć jako mięso armatnie w wojnie w której będziemy największym przegranymi.

3
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex