Bezsilność demokracji – surrealizm zachwytu nad uchwaleniem pakietu pomocowego dla Ukrainy

20 kwietnia 2024 r., chwilę przed godziną 20 czasu polskiego, nastała wielka radość. Po kilku pełnych napięcia miesiącach Izba Reprezentantów w końcu przegłosowała pakiet pomocowy dla Ukrainy opiewający na sumę 61 miliardów dolarów. Radość wśród części obecnych na sali polityków był ogromny. Wymachiwali małymi flagami Ukrainy, skandowali nazwę kraju. Dla jednych był to piękny moment, gdy Zachód zjednoczył się w ważnej dla wszystkich kwestii. Dla innych była to inscenizacja upadku Rzymu.

Komentarze w Polsce były do bólu przewidywalne. Od razu rozgorzała debata nad tym, kto miał większy wkład w ten sukces – premier Donald Tusk i jego historyczne wpisy (patrz „Wyżyny polskiej dyplomacji”), czy też niespodziewana wizyta prezydenta Andrzeja Dudy u Donalda Trumpa na kilka dni przed głosowaniem (krytycy zwracali uwagę, że frakcja Trumpa głosowała przeciw, a decyzję o poddaniu pakietu pod głosowanie podjęto przed wizytą prezydenta). Zachwycano się nad tym, że Ukraina będzie mogła dalej stawiać opór Rosji. Poza tym cieszono się, że izolacjonizm Trumpa przegrywa z demokracją.

Los pakietu pomocowego nie został jeszcze w pełni przesądzony. Ostatnią przeszkodą jest głosowanie w Senacie, a tutaj może nastąpić nieprzewidziane utrudnienie. Należy pamiętać, że zanim pakiet pomocowy ugrzązł w Izbie Reprezentantów, był blokowany w Senacie przez Republikanów. Choć Republikanin Mitch McConnell oraz Demokrata Chuck Schumer zapowiedzieli sprawne działanie w tej kwestii, nie można wykluczyć prawdopodobieństwa, że w ostatniej chwili zostanie rzucona kłoda pod nogi. Zapewne w chwili publikacji artykułu sprawa zostanie rozstrzygnięta, ale nigdy nie wiadomo.

Nie to jednak ma największe znaczenie.

W tle tego wiekopomnego zdarzenia rozgrywa się mroczny scenariusz. W poprzednich artykułach w tym cyklu („Wyżyny polskiej dyplomacji” oraz „America First czy coś w ten deseń”) zwrócono uwagę na to, jak bardzo naród amerykański jest ignorowany w tym dyplomatycznym tańcu. Z polskiego punktu widzenia, kultywowanego przez programy opiniotwórcze zbywające rozliczne problemy narodu amerykańskiego jako mało znaczący element „polityki wewnętrznej”, wszystko sprowadza się do tego, że gdyby nie ta przebrzydła pomarańczowa pacynka Putina, to Ukraina już dawno wciągnęłaby swoją flagę na maszt Kremla. Nikt nie widzi tego, że padamy ofiarą kolejnej po pandemii koronawirusa ogólnoświatowej kampanii marketingowej. Co gorsza, prowadzonej przez osoby, które z jednej strony starają się bronić Demokracji, a z drugiej – spluwają na własne narody.

Ciekawy jest kontrast reakcji na przegłosowanie pakietu. Wymachiwanie flagami obcego kraju w Izbie Reprezentantów to demokracja, za to wymachiwanie flagami Stanów Zjednoczonych przed Kapitolem – insurekcja. Jedni skandowali „U-kra-ina”, a drudzy – USA.

Przyjmując ten punkt widzenia trudno jest podzielić zdanie polskich komentatorów, że marszałek Johnson w końcu zrozumiał, co jest najważniejsze. Przyjrzyjmy się bliżej tej sytuacji.

Tajemnicza transformacja

Nikt nie zaprzecza temu, że marszałek Johnson przeszedł transformację. Po wielu miesiącach kategorycznego sprzeciwu wobec pakietu pomocowego, nagle zmienił zdanie i postanowił poddać go pod głosowanie.

Co mogło być przyczyną tej zmiany? Teorii jest wiele. Powszechnie za punkt zwrotny podaje się rozmowę, jaka miała miejsce 11 kwietnia w pomieszczeniu SCIF, dzień przed głosowaniem nad przedłużeniem ustawy FISA, konkretnie tzw. Section 702 (artykuł The Hill). Podobno przedstawiono mu wtedy rzeczywisty obraz konfliktu na Ukrainie. Inni twierdzą, że został wtedy zaszantażowany. W każdym razie wydarzyło się tam coś niezwykłego, bo marszałek Johnson był przez długi czas przeciwnikiem FISA, a teraz stał się jej największym kibicem.

Nacisków na marszałka było wiele. Bardziej podejrzliwi sięgają pamięcią do spotkania z 13 grudnia 2023 r., gdy spostrzeżono marszałka Johnsona w towarzystwie byłego marszałka Paula Ryana, zaciekłego wroga Donalda Trumpa, który próbował wykoleić jego prezydenturę w pierwszych miesiącach. Na Johnsona naciskali również członkowie społeczności wywiadowczej, np. były dyrektor CIA Mike Pompeo (zarzuca mu się podejmowanie starań w celu zabicia Juliana Assange, gdy ten przebywał jeszcze w ambasadzie Ekwadoru w Londynie), a także obecny dyrektor CIA William Burns. Ten drugi odbył z nim rozmowę w czasie spotkania w SCIF, jak podaje CNN w artykule z 21 kwietnia, w którym opisano długą drogę do uchwalenia pakietu pomocowego.

Tucker Carlson miał na ten temat celne spostrzeżenie. W czasie programu The Joe Rogan Experience w odcinku 2138, Carlson nawiązał do swoich rozmów z kongresmenami na temat wpływu społeczności wywiadowczej na Kongres. Powiedział, że panuje wśród nich strach. Mógłbyś być czysty jak łza, a i tak znajdą sposób na to, żeby pokryć się szlamem i zaczną cię tym szantażować.

Jak jest naprawdę, to wiedzą tylko nieliczni.

Można jednak wskazać uchwalenie budżetu jako pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. Po dwukrotnym odłożeniu w czasie decyzji o uchwaleniu ustawy budżetowej, niespodziewanie została ona przedłożona 22 marca i tego samego dnia uchwalona. Republikanie byli oburzeni. Marjorie Taylor Greene zapowiedziała złożenie wniosku o odwołanie Johnsona z funkcji marszałka. Wtedy jeszcze była odosobniona w swojej radykalnej postawie, ale to wkrótce uległo zmianie.

Kolejnym sygnałem było głosowanie w sprawie FISA. Istotnym elementem, o jaki zabiegano przy podtrzymaniu obowiązywania tej kontrowersyjnej ustawy jest obowiązek posiadania nakazu w przypadku inwigilowania obywateli Stanów Zjednoczonych. Zdawałoby się, że to rzecz oczywista, wymuszona przez 4. poprawkę do Konstytucji i tym bardziej konieczna, że skala nadużyć tego zapisu ustawy jest zatrważająca. 12 kwietnia odbyło się głosowanie nad poprawką Republikanina Andy’ego Biggsa, poprawką mającą wprowadzić obowiązek posiadania nakazu. Głosy były podzielone 212-212. W tej sytuacji Marszałek Johnson przełamał pat i zagłosował przeciw przyjęciu poprawki.

Przegłosowanie pakietu pomocowego było wisienką na szczycie tego tortu rozczarowań.

Najważniejsi Amerykanie

Na kilka dni przed głosowaniem Senat zadał kolejny cios. Po wielu latach krytyki Alejandro Mayorkasa, Sekretarza Bezpieczeństwa Krajowego odpowiedzialnego za pogłębiający się na granicy kryzys migracyjny, został on z trudem postawiony w stan oskarżenia w połowie lutego 2024 r. (artykuły impeachmentu można znaleźć tutaj). Jednak 17 kwietnia Senat pod wodzą Demokraty Chucka Schumera potrzebował niecałych 30 minut, żeby uchronić Mayorkasa przed rozprawą. Schumer stwierdził krótko, że przedłożone artykuły impeachmentu nie spełniają wymogu konstytucyjnego. Zwrot „high Crimes and Misdemeanors” przywoływany przez Schumera nie został jasno zdefiniowany i w zasadzie jego interpretacja zależy od widzimisię Senatu. Zdaniem Schumera niezadowolenie Republikanów z powodu tego, jak Mayorkas wypełnia swoje obowiązki jest tylko zwykłą różnicą zdań w zakresie polityki prowadzonej przez administrację Bidena. Nie może to posłużyć jako podstawa do usunięcia kogoś z urzędu.

Mitch McConnell skrytykował tę decyzję. Twierdził, że rolą Senatu jest wpierw wysłuchać argumentacji przedstawianej przez menedżerów impeachmentu oraz obrony ze strony adwokatów Mayorkasa. Dopiero pod koniec tego procesu Senat podejmuje stosowną decyzję.

Pod koniec posiedzenia McConnell stwierdził, że wprowadzono „niefortunny precedens”. Teraz Senat może po prostu zignorować decyzję Izby Reprezentantów o postawieniu kogoś w stan oskarżenia.

Marszałek Johnson nie był zadowolony z tego obrotu wydarzeń. Demokraci uzyskali bądź zaraz uzyskają praktycznie wszystko, czego chcieli – drobne korekty w treści pakietu pomocowego były marnym pocieszeniem. Jego wypowiedź tuż po tej bezprecedensowej decyzji była festiwalem kontrastów. Można było dostrzec dawnego Mike’a Johnsona, zabiegającego o zabezpieczenie południowej granicy czy wyrażającego zdumienie dziwnymi posunięciami administracji Bidena w odniesieniu do konfliktu na Ukrainie. Dostrzec można było również nowego Mike’a Johnsona, zawstydzonego tym, że musiał poprzeć pakiet pomocowy nie otrzymując niczego w zamian oraz zniesmaczonego tymi bredniami, jakie właśnie wciskał wszystkim dookoła. Wystarczy przyjrzeć się, w których momentach utrzymuje kontakt wzrokowy z rozmówcami. Dawny marszałek patrzy wszystkim prosto w oczy, gdy wyraża ciążące mu na sercu frustracje. Za to ten nowy, demokratyczny marszałek spogląda bardziej na podłogę podczas mówienia o konieczności walki z nową osią zła.

Johnson zdaje sobie bowiem sprawę z powagi kryzysu migracyjnego. Choć w Polsce nie mówi się o tym prawie wcale, w Stanach Zjednoczonych jest to temat dominujący świadomość społeczną z siłą dorównującą szczytowemu okresowi pandemii koronawirusa.

Jednym z tego objawów są implodujące budżety miejskie. Tam, gdzie imigranci ściągają masowo, jak choćby do Nowego Jorku czy Chicago, władze miasta dwoją się i troją, żeby utrzymać wydatki w ryzach. Szczególnie interesujący przykład miał miejsce w mieście Denver w stanie Kolorado. Jak podaje Fox News, 16 kwietnia burmistrz tego miasta Mike Johnston podjął decyzję o uszczupleniu budżetu policji o 8 milionów dolarów, kolejna tego typu decyzja na przestrzeni ostatnich miesięcy w reakcji na zmasowany napływ imigrantów. Sytuacja jest o tyle poważna, że jeden z urzędników tego miasta zachęcał przybyszów do udania się gdzie indziej (materiał 9News poniżej). Pod koniec zapytał, kto chce zostać. – Wszyscy – odpowiedział jeden z migrantów.

Podczas gdy Senat zajęty był ratowaniem Mayorkasa, w Nowym Jorku rozgrywała się groteskowa sytuacja. Jak podaje Fox 5 New York w poniższym reportażu, 17 kwietnia miało miejsce wspólne posiedzenie nowojorskich komisji ds. imigracji i opieki zdrowotnej w reakcji na protest z dnia poprzedniego przed ratuszem. Protest zorganizowano w celu zwrócenia uwagi na problemy czarnoskórych migrantów, zmagających się z rasizmem i ksenofobią w czasie kryzysu imigracyjnego.

Jednym ze zgłoszonych problemów był brak wsparcia ze strony doświadczonych tłumaczy. Migranci nie znający języka angielskiego zmuszeni są korzystać z pomocy tłumaczy ustnych, zwłaszcza tych ze znajomością francuskiego. Problem w tym, że albo są nieosiągalni (migranci dzwonią po wsparcie telefoniczne) albo jest ich zbyt mało. Ponadto zwrócono uwagę, że w Kongo istnieje ponad 500 akcentów, a dostępni w mieście tłumacze nie są odpowiednio przeszkoleni do obsługi pochodzących z tego kraju petentów. Nie, to nie jest żart. Poniżej klip z tego posiedzenia (od 25:30 pełnej transmisji):

Na innym klipie można wysłuchać skargi jednego z migrantów. Korzystając z pomocy tłumacza ustnego, skarży się na brak zakwaterowania, opieki i wsparcia. Kolejny klip z posiedzenia:

Warto posłuchać dłuższego fragmentu tego surrealistycznego wystąpienia. Pomimo używania różnych pozytywnych słów dotyczących dbania o prawa człowieka, aktywiści wypowiadający się w imieniu „nieudokumentowanych nowo przybyłych czarnoskórych imigrantów” sprzeciwiają się używaniu języka silnie nacechowanego (np. zwrotu „illegal alien”, czyli „nielegalny imigrant”, za którego użycie 16-letni student ze stanu Karolina został zawieszony na trzy dni). Piękne słowa maskują to, że ci aktywiści przyczyniają się do wyniszczania Ameryki pod względem demograficznym, gospodarczym i tożsamościowym.

Co takiego robią reprezentanci narodu, żeby zapobiec takiej ewentualności? Mniej niż nic.

Ale za to Demokracja zostanie obroniona.

Polityka na ostrzu noża

Dziwne zachowanie marszałka Johnsona może mieć inne podłoże. Wbrew twierdzeniom hurra-komentatorów, że Johnson przejrzał na oczy, czy też krytykom nagłej odmiany Johnsona zarzucającym mu zdradę narodu amerykańskiego, marszałek mógł zostać zmuszony walczyć o przetrwanie w celu uniknięcia czarnego scenariusza – oddania wygranej Bidenowi walkowerem.

Najważniejsze bowiem może być teraz utrzymanie kontroli nad Izbą Reprezentantów.

Realna przewaga Partii Republikanów w tej izbie sprowadza się do zaledwie kilku głosów. Demokraci głosują jednomyślnie, natomiast wśród Republikanów nierzadko znajdzie się ktoś, kto może w krytycznym momencie wesprzeć Demokratów. Co więcej, z miesiąca na miesiąc przewaga Republikanów topnieje wskutek odejść kolejnych Republikanów z Kongresu. Niedawno ogłoszona decyzja Republikanina Mike’a Gallaghera o odejściu z urzędu 19 kwietnia wywołała oburzenie – jest to data nieprzypadkowa, bo przed tym dniem możliwe byłoby zorganizowanie specjalnych wyborów w celu wyłonienia kogoś na jego miejsce. Teraz jego fotel pozostanie do wyborów pusty, osłabiając pozycję Republikanów w Kongresie w tym krytycznym okresie czasu. Krąży podejrzenie, wyrażane poniżej przez niezależną dziennikarkę Emerald Robinson, że może to być częścią planu przekazania Demokratom kontroli nad Izbą Reprezentantów.

Czemu to jest ważne?

Bo Kongres może wykluczyć Trumpa z wyborów. Należy mieć na uwadze realia decyzji Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych w sprawie Trump v. Anderson. Chodzi tu o inicjatywę stanu Kolorado mającą na celu usunięcie Donalda Trumpa z karty do głosowania w tym stanie w związku z zarzutem o dokonanie insurekcji (było o tym głośno w grudniu 2023 r.). Miażdżąca decyzja Sądu Najwyższego 9-0 wcale nie wyeliminowała zagrożenia – sędziowie zauważyli, że pojedynczy stan nie może podejmować decyzji mającej wpływ na pozostałe stany. Od tego jest Kongres.

Rzecz jasna, mogą istnieć inne powody. Niedawna wizyta marszałka Johnsona w Mar-a-Lago nie była tylko formą wymiany uprzejmości. Donald Trump na pewno jest świadomy presji pod jaką znajduje się marszałek Johnson oraz tego, co dzieje się za kulisami. Choć szczegóły tej rozmowy są nieznane, mogły one dotyczyć strategii na kolejne miesiące – ostatecznie najważniejsze jest wygranie wyborów. Sygnałem tego sposobu myślenia mogło być ogłoszenie przez marszałka Johnsona projektu ustawy wymuszającego okazanie ważnego dokumentu tożsamości.

Nadaje to nowy wymiar decyzji Johnsona o zmianie sposobu odwołania go z urzędu. Gdy Kevin McCarthy walczył o fotel marszałka Izby Reprezentantów, niewielka grupa Republikanów wynegocjowała u niego szereg zobowiązań, w tym to, że do przedłożenia wniosku o odwołanie marszałka wystarczy inicjatywa jednej osoby. Johnson zaczął zabiegać o wycofanie tej reguły, ku niezadowoleniu jego wielu krytyków. Nie udało mu się tego dokonać pomimo zwrócenia się do Demokratów o pomoc, tak jakby Demokraci czekali na implozję u swoich konkurentów politycznych.

Czy marszałek Johnson posmakował władzy i teraz próbuje się jej kurczowo trzymać? Czy może próbuje nie dopuścić do sytuacji, w której zostanie odwołany z pozycji marszałka w obawie, że na jego miejsce może zostać powołany Demokrata Hakeem Jeffries, namaszczany na następcę marszałek Nancy Pelosi?

Najwięksi krytycy Johnsona mówią, że to nie ma znaczenia. Johnson i tak zdaje się spełniać wszystkie zachcianki Demokratów. Może też być tak, że Republikanie symulują oburzenie, wiedząc, po jak cienkim lodzie stąpają.

Znów – prawdę znają tylko nieliczni.

Natomiast trzeba ukrócić pewne błędne przekonanie, że wszystko zależy od marszałka Johnsona. Otóż nie zależy. Ostatecznie jest on tylko jedną osobą, która nie jest w stanie siłą woli przeciwstawić się potężnej machinie prowadzącej Stany Zjednoczone do zniszczenia. Jeśli dany polityk nie ma silnego wsparcia ze strony społeczeństwa – wsparcia nie tylko moralnego, ale także fizycznego – jego rzeczywista zdolność do realizacji woli elektoratu jest mocno ograniczona.

Saga pakietu pomocowego zademonstrowała to dobitnie.

Kongres wyraził swoją wolę – powiedział marszałek Johnson po głosowaniu, znów nie okazując zbytniej radości z tego, co właśnie zaszło na sali Izby Reprezentantów. Wymowne było to, że choć uczestniczył w głosowaniu nad pakietem pomocowym, wątpliwy zaszczyt prowadzenia obrad pozostawił komuś innemu.

Słowo końcowe

Dyskusje o realiach pakietu pomocowego są frustrujące. Nagminnie ignorowane jest wszystko, co mogłoby potencjalnie zaburzyć wyidealizowane postrzeganie świata wśród członków polskiej sceny medialno-politycznej. Jednym z wielu tego przykładów była choćby dyskusja w początkowej części programu Kawa na Ławę prowadzonego przez Konrada Piaseckiego, dzień po udanym głosowaniu nad pakietem.

Oto przegląd komentarzy Agnieszka Pomaska twierdzi, że Donald Trump zagrał losem Ukrainy, żeby zaszkodzić Joe Bidenowi. Michał Kobosko oglądał całą debatę, bo od tego pakietu zależał dalszy los Ukrainy. Przy okazji powiedział kongresmenom, z którymi niedawno się spotkał, że przegrana Ukrainy to przegrana Stanów Zjednoczonych. Wojciech Kolarski mówił o tym, że prezydent Duda wyjaśniał marszałkowi Johnsonowi to, jak ważne jest udzielenie wsparcia Ukrainie. Kolarski uczestniczył w tych rozmowach i mówił, że Johnson słuchał prezydenta z zainteresowaniem. Anna Maria Żukowska przyznała, że prezydent Duda mógł mieć pozytywny wkład w tę decyzję. Natomiast podkreśliła, że nie chce, żeby Donald Trump ponownie został prezydentem. Ewa Zajączkowska-Hernik uznała, że trzeba utrzymywać dobre relacje z obecnym i przyszłym prezydentem. Krzysztof Szczucki zaczął zachwalać prezydenta Dudę.

Nie tyle jest istotne, co zostało powiedziane, ale to, co nie zostało wypowiedziane. Czytelnik powinien już z łatwością dostrzegać płytkość tej dyskusji. Minimalnie tylko Zajączkowska-Hernik poruszyła wątek oporu narodu amerykańskiego przed uchwaleniem tego pakietu pomocowego – ale wątek zniknął tak szybko, jak został przywołany. Za to Michał Kobosko wyraził zdumienie nagłą transformacją marszałka Johnsona, wspominając przy tym o reakcjach mediów amerykańskich. Końcówka tej wypowiedzi dobrze obrazuje sposób myślenia polskich polityków:

Ale taki wynik głosowania i te głosy, które były po stronie krytyków tego pakietu, tzn. dajemy pieniądze na Ukrainę, ale dlaczego nie zajmujemy się Ameryką, naszym bezpieczeństwem, naszą granicą z Meksykiem, i tak dalej, i tak dalej. I te głosy są bardzo silne. I obawiam się, że Trump będzie w tę stronę grał, i w kampanii wyborczej, i być może jako prezydent…

Tak blisko, a tak daleko.

Najlepsze zwieńczenie tego cyrku miało jednak miejsce w czasie programu Fakty po Faktach między Marcinem Wroną a Piotrem Kraśko. Poniżej transkrypcja fragmentu programu tuż po tym, jak ustawę przegłosowano (od 33:10):

P. Kraśko: Marcinie, to na koniec raz jeszcze wrócę do właściciela i najważniejszego lokatora tego budynku, który jest za twoimi plecami – do Donalda Trumpa. Bo z jednej strony, tak jak mówiłeś, w ogóle Republikanie w Kongresie zdecydowali, przynajmniej część, że zagłosują za tą ustawą, bo w jakiś sposób zielone światło dał Donald Trump. Z drugiej strony, ci jeszcze którzy głosowali przeciw w Kongresie to są ci jego najbardziej zdeklarowani zwolennicy. Jak właściwie rozumieć czego chce Donald Trump w tej sprawie? Czego chcą Republikanie, którzy popierają Donalda Trumpa? I co by było, gdyby to Trump był w Białym Domu?

M. Wrona: Donald Trump chce, bo to wynika jasno z tego, co mówi cały czas i co napisał po spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą – Donald Trump chce, żeby to Europa płaciła więcej. Ale zapewne te informacje wywiadowcze, które przecież też docierają do Trumpa, zapewne też w stopniu… nie wiem, dużym, niedużym, ale w jakimś stopniu spotkanie, do którego doszło tutaj w Trump Tower z Andrzejem Dudą też wpłynęło na opinię Donalda Trumpa, bo ten wpis Donalda Trumpa w mediach społecznościowych w sprawie Ukrainy pojawił się parę godzin po spotkaniu z Andrzejem Dudą. A zatem Donald Trump chce tego, czego chce cały czas, tzn. on chce, żeby członkowie NATO, żeby Europa więcej płaciła i na pomoc Ukrainie, i na sojusz północnoatlantycki.

Generalnie rzecz biorąc Trump żyje w takim głębokim przekonaniu, że my w Europie wykorzystujemy Stany Zjednoczone. Mówię to z pewnym uśmiechem, bo to oczywiście nie jest prawda. Natomiast to jest przekonanie Trumpa. To jest przekonanie jego zwolenników.

Ale w tym wypadku fakty wzięły górę. Taką mam opinię, takie jest moje zdanie. Fakty wzięły górę. Już dłużej po prostu nie można było udawać, że można żyć w takim zamkniętym, odizolowanym, wspaniałym świecie, w którym udajemy, że ta wojna nas nie dotyczy i nie interesuje. Mówię teraz o Amerykanach i zwolennikach Trumpa. To już się skończyło. To już się skończyło, bowiem sytuacja w Ukrainie stała się tak tragiczna i tak poważna, że jesteśmy świadkami tej ogromnej radości na Kapitolu.

Donalda Trumpa, tak przy okazji, teraz w Trump Tower nie ma. On jakieś 40 minut temu wyjechał gdzieś swoją kolumną. Patrzył na to tłum ludzi zgromadzonych tutaj przed Trump Tower. Jego zwolennicy tutaj są zawsze wtedy, gdy kolumna się porusza.

I jesteśmy w takim oto momencie, że wreszcie pomoc dla Ukrainy została uchwalona.

P.K.: Marcin, radość w Kongresie, radość w Warszawie, radość w Kijowie. Najbardziej mi się podobało twoje zdanie – fakty wzięły górę. To będzie nasz nowy slogan. Fakty górą. Forever. Dziękuję ci bardzo, Marcin Wrona z Nowego Jorku.

Fakty górą. Tylko nie te, które nam się nie podobają.

5 1 głosowanie
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

0 Komentarze
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex