Prezydent jest nagi – miraż popularności Joe Bidena

Nie jest wielką tajemnicą to, że Joe Biden jest wielbiony przez polską scenę medialno-polityczną. Jego wygrana w wyborach prezydenckich w 2020 r. pomogła zakończyć erę chaosu w geopolityce, jak to mówiło wielu komentatorów, w tym były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zamiast przymilać się do Putina, zaczął pokazywać mu to, kto tu naprawdę rządzi. Old-schoolowy polityk, doświadczony dyplomata, gwarant bezpieczeństwa Polski, dar niebios, obrońca demokracji.

To niezachwianie pozytywne nastawienie do Bidena jest kulą u nogi dla polskiego bezpieczeństwa narodowego. Gospodarka kraju chwieje się na glinianych nogach, za granicą mamy niemożliwy do wygrania konflikt, premier Tusk przyzwyczaja Polaków do wizji wojny w Europie… Dzień po dniu sytuacja ulega pogorszeniu. Nikt nie zastanowi się, dokąd to wszystko zmierza i czy w ogóle podejmujemy dobre decyzje.

Jest to tym dziwniejsze, że Biden jest być może najgorszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych. Gubi się, myli fakty, opowiada niestworzone historie. Działa na szkodę kraju, np. poprzez wspieranie nielegalnej migracji, promowanie szkodliwych zjawisk kulturowych czy prześladowanie przeciwników politycznych. Uwikłał cały Zachód w konflikt niemożliwy do wygrania, destabilizujący dotychczasowy porządek świata i izolujący Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej.

U nas nikt tego nie widzi, bo panuje u nas myślenie bajkowe. Stany Zjednoczone są naszym sojusznikiem w walce o obronę demokracji przed autorytaryzmem Władimira Putina i w imię tej ponadczasowej misji nasi przywódcy są w stanie poświęcić wszystko – póki to nie oni płacą ten coraz większy rachunek. (Czytelnika może zainteresować artykuł „Cel uświęca środki – absurdalne ataki na Donalda Trumpa”.)

W obliczu zbliżających się wyborów panuje w Polsce obawa. Co będzie, jak Donald Trump wróci do Białego Domu? Oczywiście zaraz podsuwana jest odpowiedź, że demokracja znów będzie zagrożona. Można by pomyśleć, że Amerykanie zdążyli już przejrzeć na oczy, a tu jednak Donald Trump przebija Joe Bidena we wszystkich sondażach.

Następujące słowa można odczytać głosem Piotra Kraśko: Jak to jest, że osoba, której postawiono tak wiele zarzutów, która ma na koncie tyle afer, która nie mogła pogodzić się z przegraną i pokierowała swoimi zwolennikami do szturmu na Kapitol, aby zatrzymać proces pokojowego przekazania władzy – jak to jest, że ktoś taki cieszy się niesłabnącą popularnością? O czym to świadczy?

To zdziwienie wynika z tego, że nasza scena medialno-polityczna żyje w alternatywnej rzeczywistości. Wystarczy porównać przekaz serwowany w amerykańskiej przestrzeni medialnej z tym, jaki dociera do polskiego społeczeństwa. Niczego nieświadomi Polacy głęboko wierzą w te wszystkie brednie, jakie wciskają im czołowe gadające głowy. Producenci północnokoreańscy zarumieniliby się ze wstydu na widok tak nachalnej propagandy, bo oni przynajmniej nie wierzą w to, co mówią. U nas jest inaczej – nasze opiniotwórcze tuzy są święcie przekonane o słuszności o swoich racji.

A jeśli rzeczywistość mówi inaczej, biada jej.

Dlatego też w tym artykule przyjrzymy się garstce sytuacji z czasów prezydentury Joe Bidena, najpopularniejszego prezydenta w historii Stanów Zjednoczonych. Kontrast tu pokazany będzie mówił sam za siebie.

Magia gestu

Czego by nie powiedzieć o Donaldzie Trumpie, to potrafi zachować pewien poziom przyzwoitości. Może to spostrzeżenie wydawać się dziwne w przypadku osoby krytykowanej za ordynarne zachowanie, za burzliwe życie miłosne i ogólnie za hańbienie urzędu prezydenta. Wzorem wszystkich cnót nie jest. Nie można mu jednak odmówić tego, że potrafi wykonać właściwy gest we właściwym momencie.

Inaczej jest w przypadku Bidena. Obraża ludzi, umieszcza siebie w centrum czyjegoś nieszczęścia, a gdy wydarzy się coś, co wymaga jego obecności – dokonywana jest cyniczna kalkulacja. Gdy miał miejsce atak na supermarket w Buffalo, Biden kilka dni później udał się z wizytą wraz żoną i potępił białą supremację. Gdy natomiast miał miejsce atak na paradę świąteczną w mieście Waukesha, Biden wygłosił króciutką przemowę, a swoją żonę wysłał na miejsce zdarzenia dopiero miesiąc później. Śmierć Laken Riley? Stać go było tylko na przekręcenie jej imienia i przeproszenie sprawcy za użycie sformułowania „nielegalny imigrant”. Co by się nie wydarzyło, ważniejsze dla Bidena jest pielęgnowanie światopoglądu niż dbanie o dobro narodu amerykańskiego.

Być może najdobitniejszy przykład tego nietaktownego zachowania miał miejsce podczas odbierania trumien poległych żołnierzy. 26 sierpnia 2021 r. doszło do ataku samobójczego w pobliżu lotniska Hamid Karzai, w wyniku którego zginęło 13 żołnierzy amerykańskich. W czasie odbierania trumien poległych Biden został uwieczniony na kamerze jak ostentacyjnie spogląda na zegarek.

Oburzenie tym gestem było ogromne. Tak ogromne, że zrodziło ono hasło „Wal się, Biden!” („Fuck Joe Biden!”), a także jego wariant „Dawaj Brandon!” („Let’s go Brandon!”), gdy jedna z dziennikarek próbowała odwrócić uwagę publiczności od tego, co skanduje widownia. W przepełnionym sarkazmem monologu z 13 października 2021 r. Tucker Carlson skomentował to poruszenie społeczne, prezentując szereg przykładów tego, jak całe stadiony wyrażają dezaprobatę wobec prezydenta. W trakcie tego wywodu Carlson między wierszami stwierdził, że Biden spełnił swoją wyborczą obietnicę. Zjednoczył kraj, ale w nienawiści wobec niego.

29 sierpnia 2023 r. miało miejsce posiedzenie w Kongresie na temat wycofania się wojsk amerykańskich z Afganistanu. Na to posiedzenie zaproszono rodziny 13 poległych marines. Podczas tego posiedzenia Mark Schmitz, jeden z rodziców, ostro skrytykował administrację Bidena, w tym samego prezydenta. Poczuł się znieważony tym, że Biden spoglądał na zegarek wielokrotnie (od 1:55:30, nagranie odtworzy się od tego momentu).

Za to Trump zachował się zdecydowanie lepiej. Zadzwonił do rodzin poległych żołnierzy tuż po zamachu, oferując im swoje kondolencje. Kilka dni po powyższej konferencji zaprosił ich do siebie do Mar-a-Lago.

Podczas corocznego orędzia prezydenta Bidena miał miejsce incydent, który w polskich mediach przeszedł bez echa. Podczas orędzia State of the Union z 7 marca 2024 o stanie kraju, ojciec jednego z poległych żołnierzy zerwał się z siedzenia i zaczął krzyczeć „Pamiętaj o 13 poległych”. Biden w żadnej ze swoich corocznych przemów ani razu nie wspomniał o zmarłych żołnierzach, co oburzyło ojca i zmusiło go do takiego, a nie innego zachowania.

Entuzjazm społeczny

Stawiane Trumpowi kolejne zarzuty powinny pogrzebać jego szanse na wygraną w wyborach. Tak jednak się nie dzieje, a nawet jest wręcz odwrotnie – przysparzają mu coraz większą popularność. W poprzednim artykule „Bezsilność demokracji” na końcu przytoczona została rozmowa między Marcinem Wroną a Piotrem Kraśko. W czasie demokratycznego uniesienia nad wieścią o tym, że pakiet pomocowy dla Ukrainy został przegłosowany, Wrona zauważył rzecz następującą:

Donalda Trumpa, tak przy okazji, teraz w Trump Tower nie ma. On jakieś 40 minut temu wyjechał gdzieś swoją kolumną. Patrzył na to tłum ludzi zgromadzonych tutaj przed Trump Tower. Jego zwolennicy tutaj są zawsze wtedy, gdy kolumna się porusza.

To bardzo wymowny cytat. Ludzie dzień w dzień stoją przed Trump Tower w nadziei na to, że będą mogli go przez chwilę ujrzeć w drodze do sądu i z powrotem. Niezależnie od tego, czy są to jego fani czy przeciwnicy, zainteresowanie jest spore. Biden może o takiej sile przyciągania tylko pomarzyć. Jeśli to nie jest w jakiś sposób umówione czy ustawione, zainteresowanie jego obecnością wśród zwykłych Amerykanów jest znikome. (Mniej więcej tyle samo osób przychodziło wysłuchać wiceprezydenta Mike’a Pence’a w końcówce jego nieudanej kampanii prezydenckiej.)

Ciekawy kontrast miał miejsce w przypadku katastrofy w East Palestine. Ta sytuacja została szerzej opisana w artykule „Tucker, Putin i głębia myśli medialno-politycznej” w sekcji „Pogarda dla narodu” (można tam znaleźć nadzwyczaj interesujący cytat z TVN24), dlatego tutaj będzie wersja znacznie skrócona. Na początku lutego 2023 r. doszło do wykolejenia pociągu przewożącego toksyczne chemikalia. Mieszkańcy East Palestine w stanie Ohio od razu zaczęli zabiegać o pomoc od administracji Bidena. Prezydent wykonał jeden telefon do gubernatora stanu pytając, czy ma wszystko pod kontrolą. Gubernator powiedział, że tak. Minęły jednak trzy tygodnie, sytuacja robiła się coraz bardziej dramatyczna, a mieszkańcy zostali pozostawieni na wysoce skażonym lodzie. W tym czasie Biden udał się do Ukrainy z okazji pierwszej rocznicy rosyjskiej inwazji, gdzie opowiadał o walce demokracji z autorytaryzmem.

Kto pierwszy przyjechał do mieszkańców? Były prezydent Donald Trump, dostarczając duże zaopatrzenie wody mineralnej. Reakcja tłumu mówi wszystko.

Prezydent Biden nie chciał być gorszy, dlatego również się tam udał. Problem w tym, że dopiero w 2024 r. Przyjechał, wykonał kilka fotek propagandowych, odtrąbił sukces i odjechał. Na poniższym nagraniu można zobaczyć, jak witali go mieszkańcy, którzy później dodali, że najpopularniejszy prezydent nie podjął się ryzyka wypicia wody z tutejszego kranu.

Najpopularniejszy prezydent

Dobrym wskaźnikiem popularności są reakcje poza wiecami. Kandydaci na prezydenta muszą udowodnić narodowi, że nie ma między kandydatem a nimi przepaści. Dlatego uczestniczą w różnych wydarzeniach, objeżdżają cały kraj, rozmawiają z różnymi grupami zawodowymi, zaglądają do pomniejszych lokali, sklepów i innych miejsc. Gdzie Donald Trump się nie pojawi, tam entuzjazm ludzi jest ogromny. Dzieje się to, gdy uczestniczy w gali wrestlingu:

Gdy udaje się na mecz:

Gdy spotyka się z mieszkańcami:

Gdy spotyka się z robotnikami:

Czy nawet gdy odwiedza restaurację:

Kontrastuje to z reakcjami na wizytę Bidena. Rzadko kiedy pokazuje się publicznie, od dwóch lat unika wygłoszenia przemowy w czasie Superbowl, nieczęsto wychodzi do tłumu zwłaszcza po sytuacji z Afganistanem (ludzie publicznie drą się na niego, żeby się walił). Jednak szczególnie smutna była jego wizyta w restauracji Wawa. Chcąc dotrzymać Trumpowi kroku po jego wizycie w restauracji Chick-fil-A w Atlancie (powyższe nagranie), postanowił odwiedzić restaurację Wawa w Filadelfii. Na poniższym nagraniu można zobaczyć pracowników Białego Domu przygotowujących scenę pod wizytę prezydenta. Nawet napiwek jest ustawiony. Co więcej, nikt nie jest zainteresowany obecnością prezydenta.

https://twitter.com/Pismo_B/status/1781055991263715684

Ktoś może powiedzieć: Trump wszystkie te reakcje tłumu ustawia. Wydaje masę pieniędzy na przekupywanie ludzi, żeby płaszczyli się przed nim gdziekolwiek się nie uda. Przyjmijmy na chwilę, że tak właśnie jest. Czemu Biden, pomimo swojej niesłychanej w historii Stanów Zjednoczonych popularności, nie jest w stanie dorównać ustawkom Trumpa?

Słowo końcowe

Gdy pytano się Bidena czemu postanowił ubiegać się o urząd prezydenta, za powód podał wydarzenia w Charlottesville. Jak powiedział w czasie konferencji na temat walki z rosnącym problemem białej supremacji (Czytelnik odsyłany jest tutaj do artykułu „Biała supremacja a rzeczywistość”), Biden przywołał obraz rozgniewanego tłumu maszerującego nocą przez miasto, dzierżącego rozpalone pochodnie i skandującego „Nie zastąpicie nas”, a nawet „Żydzi nas nie zastąpią”. Przytoczył często krytykowane słowa Trumpa: „To byli bardzo porządni ludzie… po obu stronach”. Miało to świadczyć o tym, że Donald Trump wspiera białą supremację, broni neonazistów i promuje antysemityzm.

Szczytem ironii jest więc to, że Biden zmaga się w roku wyborczym ze swoją wersją Charlottesville. Narastająca niechęć do postępowania rządu Benjamina Netanjahu wobec Strefy Gazy sprawiła, że nastroje antyizraelskie zaczęły szerzyć się na amerykańskich uczelniach. Dochodzi do otwartych starć.

Nawet Trump mu to wypomniał. Nazwał protest w Charlottesville „orzeszkiem” w porównaniu do rozlewającej się po kraju fali protestów antyizraelskich. Zauważył przy tym, że Biden nienawidzi narodu żydowskiego, ale nienawidzi Palestyńczyków jeszcze bardziej. I nie wie, co z tym fantem zrobić.

Pomińmy to, że żadna z wymienionych tutaj osób nie rozumie prawdziwego charakteru protestu w Charlottesville. Istotne jest to, że w każdej sytuacji Joe Biden zdaje się być anty-Midasem. Tak jak Midas zamieniał wszystko w złoto, tak Biden czego się nie dotknie, to wszystko…

Rzecz jasna, u nas tego nie widzą. Na polskiej scenie medialno-politycznej wszyscy są wpatrzeni w Bidena jak dziewczyna w ukochanego chłopaka. Wierzą w każde jego słowo, ignorują jego potknięcia, a przewinienia – wygładzają. Warto obejrzeć rozmowę wicemarszałka Krzysztofa Bosaka z prowadzącym Grzegorzem Sroczyńskim w RMF FM z 18 grudnia 2023 r., bo ona dobrze ilustruje wszechobecny u nas sposób myślenia o obecnej sytuacji geopolitycznej.

Najgorsze jest to, że ten kryzys można zażegnać z dnia na dzień. Zakończyć bezsensowny rozlew krwi. Wyprowadzić gospodarkę na właściwe tory. Odbudować nadszarpnięte relacje. Umieścić winowajców w więzieniu. Przywrócić nadzieję na lepsze jutro.

Ale wpierw polska scena medialno-polityczna musiałaby publicznie oznajmić, że prezydent Biden jest nagi.

Na to ich, niestety, nie stać.

0 0 głosy
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

1 Komentarz
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
trackback

[…] Czemu więc w mediach nikt tego nie widzi? Czemu nikt nie rozumie powagi sytuacji? Czemu nikt nie ma odwagi powiedzieć, że prezydent jest nagi? […]

1
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex