Metafizyka przeprosin – o ostrzelaniu konwoju WCK

Jak należy zachować się w obliczu sytuacji, za którą ponosi się odpowiedzialność? Na pewno nie tak, jak robią to przedstawiciele Izraela. Od wielu miesięcy Izrael musiał tłumaczyć się z różnych wątpliwych decyzji, które w przypadku każdego innego państwa nie byłyby tolerowane. Nawet wyrok w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości nie skłonił Izraela do przemyślenia swojego zachowania.

Lecz atak na konwój World Central Kitchen i śmierć siedmiu pracowników – z Palestyny, Australii, Polski, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – może stać się tą kroplą, która przeleje czarę goryczy.

I to wszystko z powodu niezdolności do wypowiedzenia jednego prostego słowa.

Znaczenie prostego gestu

W poniedziałek 31 marca doszło do ostrzelania konwoju humanitarnego. Organizacja World Central Kitchen zamierzała dostarczyć pomoc do mieszkańców Strefy Gazy, jadąc przez strefę zdekonfliktowaną po wcześniejszym uzgodnieniu całej operacji z Siłami Obronnymi Izraela (IDF). Mimo to w nocy operator drona trzykrotnie zaatakował trzy kolejne samochody oznaczone logiem World Central Kitchen. Zginęło siedem osób, w tym Polak Damian Soból. (Obrazek ze strony WCK.)

To jest moment, w którym należy wykazać się elementarnym gestem skruchy. 2 kwietnia Prezydent Izraela telefonicznie przeprosił założyciela World Central Kitchen (odnośnik). 3 kwietnia Szef Sztabu Generalnego Sił Obronnych Izraela Herzi Halevi przeprosił za wyrządzoną krzywdę (od 1:30 poniższego nagrania). Czy te przeprosiny uśmierzą ból bądź rozwiążą problem? Nie. Gdy jednak popełnia się poważny błąd, należy z pokorą przyjmować słowa krytyki osób pokrzywdzonych i prosić o wybaczenie.

Problem w tym, że te wypowiedzi są wyjątkiem. W przekazie płynącym od rządu Izraela zauważalny jest brak słowa „przepraszam”. To prawda, że istnieją powyższe wypowiedzi, ale nie jest rolą osób urażonych przeszukiwać Internet w celu odnalezienia specyficznej wypowiedzi spełniającej tę normę elementarnej przyzwoitości.

Raczej miało miejsce zjawisko subtelnego dystansowania się od odpowiedzialności za atak. Słuchając kolejnych wypowiedzi przedstawicieli Izraela zmuszonych do zabierania głosu w tej sprawie, odnotować można wyrazy współczucia, kondolencje i zapewnienia, że to był zwykły błąd. Z pozoru brzmi to ładnie, ale jakby się nad tym zastanowić, to można odnieść wrażenie, że ten atak miał miejsce gdzie indziej. Że to był nieszczęśliwy wypadek. Że właściwie Izrael nie miał z tym nic wspólnego. Mówili o tej zbrodni tak, jakby mówili o ofiarach niedawnego trzęsienia ziemi na Tajwanie.

Szczególnie rażące było zachowanie Ambasadora Izraela w Polsce, Jego Ekscelencji Jakowa Liwnego.

O ambasadorze zrobiło się głośno z powodu poniższego wpisu. Zamiast przeprosić naród polski za haniebny czyn dokonany przez Siły Obronne Izraela i po prostu zamilknąć na jakiś czas, ambasador postanowił wykorzystać tę okazję do zaatakowania krytyków działań państwa Izrael. Przywołał osobę wicemarszałka Krzysztofa Bosaka i jego zarzuty wobec Izraela o popełnianie „zbrodni wojennych”. Czytelnik powinien zwrócić uwagę na to, w jaki sposób ten zarzut jest skonstruowany – ambasador Liwne insynuuje to, że wicemarszałek Bosak kłamie, ale nie mówi tego wprost. Wypomina mu raczej, że nie potępił ataku na festiwal muzyczny w okolicach kibucu Re’im z 7 października. Potem przywołuje akcję z gaśnicą posła Grzegorza Brauna, po czym stwierdza, że antysemici zawsze będą antysemitami.

Przekaz jest prosty jak poskręcana latarnia. Oskarżacie nas o umyślne morderstwo, bo przecież u was są antysemici, którzy sugerują, że my popełniamy „zbrodnie wojenne”. My się tylko bronimy. I to dla waszego dobra. Przecież to jasne.

O zmarłym – a właściwie zamordowanym – Polaku ani słowa.

Nietrudno sobie wyobrazić, że po tak karygodnym wpisie wielu zaczęło nawoływać o natychmiastowe wydalenie ambasadora z kraju.

Nie zważając na te słowa krytyki, ambasador Liwne rozpoczął swoje małe tournée po polskich mediach. 3 kwietnia wystąpił w TVP Info. 4 kwietnia wypowiedział się dla Faktów TVN. Również 4 kwietnia pojawił się u Roberta Mazurka na Kanale Zero. Przekaz był w zasadzie identyczny, bez cienia przeprosin, ale po tym ostatnim programie miało miejsce dość nietypowe zdarzenie. Jak wyjaśnił redaktor Mazurek, ambasador Liwne wpadł w taką furię, że zwyzywał go prosto w twarz.

https://twitter.com/pikus_pol/status/1775963419553739232

W końcu ambasador uległ presji i zdobył się na ten niezwykle prosty gest – ustami Andrzeja Szejny. W piątek 5 kwietnia ambasador został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie też wreszcie wydusił z siebie to trudne słowo. Poświadczyć to mogą uczestnicy tego zdarzenia, którzy oznajmili narodowi polskiemu w czasie konferencji prasowej, że ten wyraz głębokiej skruchy miał miejsce.

Ambasador Liwne umieścił też przeprosiny – z użyciem słowa „przepraszam” – w formie prostego wpisu na swoim koncie społecznościowym. Tyle że tylko po Angielsku i w reakcji na oświadczenie Sił Obronnych Izraela dotyczącego zakończenia śledztwa w sprawie okoliczności ataku na konwój WCK.

https://twitter.com/YacovLivne/status/1776229989437825194

Dopiero później tego samego dnia o godzinie 20 u Tomasza Lisa wreszcie – nareszcie – to trudne słowo publicznie wypadło ambasadorowi z ust. Można je usłyszeć od 1 minuty, w tłumaczeniu.

Czytelnik może nieszczególnie czuć się przekonany tym gestem.

Ambasador Liwne nie był odosobnionym przypadkiem. Podobne sytuacje można było odnotować w czasie różnych wywiadów na temat ataku na konwój WCK. Rzecznik prasowy rządu izraelskiego David Mencer również unikał wypowiedzenia tego magicznego słowa, np. w czasie programu LBC Debate z 2 kwietnia. Inny rzecznik prasowy rządu izraelskiego Avi Hyman w czasie programu TalkTV z 3 kwietnia specyficznie powiedział, że „przeprosiliśmy na różne sposoby”.

Szczególnie szokujące było zachowanie izraelskiego ministra finansów Nira Barkata. Należy wpierw wiedzieć, że Joe Scarborough w swoim programie The Morning Joe wielokrotnie opowiadał się po stronie Izraela, potępiając brutalny atak przeprowadzony przez bojowników Hamasu. Gdy jednak 4 kwietnia w jego programie (odnośnik) gościł minister Barkat, ogromne zdziwienie wywołało zadane przez prowadzącego następujące pytanie: „Czemu Benjamin Netanyahu wysłał szefa Mossadu do Doha [stolicy Kataru] na trzy tygodnie przed atakiem z 7 października i powiedział Katarowi, żeby dalej finansował Hamas?” Minister odparł, że najpierw musimy wygrać wojnę, a potem to wyjaśnimy.

Minister Barkat podzielił się dwoma innymi konsternującymi spostrzeżeniami. Pierwszym z nich był jego komentarz o atak na konwój WCK (od 3:30 minuty pełnego programu). Barkat wyraził swoje kondolencje w imieniu wszystkich Izraelczyków. Potem stwierdził, że czasami nasi żołnierze też strzelają do swoich. Takie rzeczy zdarzają się na wojnie. Może operatorzy drona myśleli, zauważył Barkat, że to byli terroryści. Od razu po tym stanowczo powiedział, że w czasie II Wojny Światowej musieli wyeliminować wszystkich nazistów, a nie tylko większość, i że znajdują w domach w Gazie materiały nazistowskie przetłumaczone na arabski.

Drugie spostrzeżenie (od 15:50 w pełnym programie) dotyczyło niewinnych Palestyńczyków. Minister Barkat stwierdził, że ok. 80 procent Palestyńczyków sympatyzuje z Hamasem. Ujął przy tym słowo „niewinny” w cudzysłów. Zaraz po tym powiedział, że gdy toczy się z kimś wojnę, nie wysyła się tej stronie pomocy humanitarnej. Pod tym względem zachowanie Izraela jest bezprecedensowe. Ta wymiana zdań była dość długa, w tym pytanie prowadzącego o ujęcie słowa „niewinny” w cudzysłów. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie minister Barkat znowu nawiązał do nazistów.

Naprawdę warto obejrzeć całość, bo w tym wywiadzie dzieje się coś niewiarygodnego.

Możliwa przyczyna ataku na konwój WCK

5 kwietnia Siły Obronne Izraela opublikowały oficjalne oświadczenie w sprawie śledztwa dotyczącego ataku na konwój WCK. Z treści oświadczenia wynika, że gdy konwój (ciężarówki plus samochody) zmierzał do magazynu, rozpoznano najpierw jednego strzelca Hamasu, a potem drugiego. Gdy konwój rozładował zaopatrzenie i ruszył w dalszą drogę, jeden z dowódców uznał mylnie, że strzelcy znajdowali się w samochodach, których zdjęcia wszyscy już widzieli. Pomimo widocznego oznakowania nie zostały one rozpoznane jako należące do WCK. Atak przeprowadzono z rażącym naruszeniem procedur operacyjnych IDF. Osoby odpowiedzialne za ten atak zostały zawieszone w pełnieniu swoich obowiązków.

Skoro pojazdy były tak dobrze oznakowane, czemu ich nie rozpoznano? Jak wyjaśnia rzecznik armii Izraela podpułkownik Peter Lerner, technologia noktowizyjna umożliwiała rozpoznanie pojazdu, natomiast uniemożliwiała stwierdzenie, czy na dachu znajdowała się nalepka WCK.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak z tym oficjalnym wyjaśnieniem. Podobnego zdania jest World Central Kitchen, które w swoim oświadczeniu z 5 kwietnia WCK zaapelowało o powołanie niezależnej komisji. Jak twierdzi WCK, Siły Obronne Izraela nie są w stanie przeprowadzić śledztwa w tej sprawie w sposób wiarygodny.

Przejdźmy do spekulacji na temat tego, czemu zaatakowano konwój World Central Kitchen. Teorii może wysnuć wiele, w tym chęć odstraszenia organizacji humanitarnych przed udzielaniem pomocy mieszkańcom Strefy Gazy. Biorąc pod uwagę zachowanie armii izraelskiej w trakcie tej wojny, w tym zabicie 189 wolontariuszy i ponad 100 dziennikarzy, wszystko jest możliwe.

Mimo to, sukces każdej wojny zależy w dużej mierze od otoczki relacji publicznych. O słuszności podjęcia tak drastycznego kroku, jakim jest rozpoczęcie konfliktu zbrojnego, należy nieustannie przekonywać nie tylko swoje społeczeństwo, ale także pozostałe kraje. Przykład Izraela dobrze to ilustruje. Po ataku z 7 października światowa opinia publiczna była po stronie Izraela, ale z tygodnia na tydzień nawet najwięksi obrońcy Izraela zaczęli coraz bardziej sympatyzować z Palestyńczykami. Każdy zainteresowany zapewne widział nagrania, na których palestyńscy rodzice wyciągają z gruzów swoje martwe dzieci, podczas gdy żołnierze izraelscy zdają się mieć niezły ubaw z kolejnych podbojów.

Czemu więc Izrael świadomie zdecydowałby się na tak szalony krok? Nawet patrząc na to w sposób skrajnie cyniczny, ostrzeliwanie konwoju humanitarnego i zabijanie wolontariuszy z obcych państw na pewno nie było czymś, z czym armia izraelska chciałaby być kojarzona. Zwłaszcza że i tak jej wizerunek na świecie został mocno nadszarpnięty.

Stąd podejrzenie, że to rzeczywiście mógł być wypadek. Jednak nie wypadek w sensie, że nagle przypadkiem konar spadł komuś na głowę. Raczej wypadek wynikający ze splotu okoliczności wytworzonych na własne życzenie. Karma.

Zdaniem autora tego tekstu mogło dojść do sytuacji, w której system Lavender – czy też inny nieznany jeszcze system wykorzystywany przez armię izraelską – mógł błędnie oznaczyć samochody jako wrogie cele. Należy pamiętać, że wśród zabitych był palestyński kierowca. Mogło być tak, że system oznaczył kierowcę jako potencjalnego bojownika Hamasu, co mogło zmotywować operatora drona, nieświadomego zawartych uzgodnień, do przeprowadzenia ataku na konwój. Cała akcja rozgrywała się w środku nocy, więc oznaczenia samochodów niekoniecznie były wyraźnie widoczne, a że panująca w armii izraelskiej troska o weryfikację celów ogólnie jest bliska zeru, osoba odpowiedzialna za wydanie decyzji o przeprowadzenie ataku mogła nie zwracać uwagi na takie detale.  (Poniżej mój wpis na temat systemu Lavender wraz z odnośnikiem do pełnego artykułu +972 Magazine.)

Istnieje też bardziej brutalna interpretacja – armia Izraela uznała, że jak celowo ostrzela konwój z pomocą humanitarną i nazwie to wypadkiem przy pracy, to wszyscy im uwierzą. Rząd Izraela ma już na koncie liczne zbrodnie wojenne, więc jaką różnicę zrobi jeszcze jedna? Nie można zapominać, że uzasadnieniem ataku było podejrzenie obecności bojownika Hamasu wśród konwoju. Gdyby ten bojownik Hamasu tam rzeczywiście był, czy usprawiedliwiałoby to zabicie tych wszystkich osób? Według standardów armii izraelskiej – jak najbardziej. (Nawet Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski w sposób wstrzemięźliwy, ale jednak, wyraził zdumienie tym sposobem myślenia w trakcie programu Bez Uników! z 3 kwietnia w Polskim Radiu.)

Podkreślić należy jeszcze raz, że powyższe spostrzeżenia to tylko spekulacja. Choć poznajemy coraz więcej szczegółów na temat przebiegu zdarzenia, nasza wiedza w tym temacie nadal jest szczątkowa. Na przykład rzekoma obecność bojownika Hamasu to twierdzenie tylko i wyłącznie strony izraelskiej, jakby wyczarowano go do złagodzenia ogólnoświatowego oburzenia.  Dopiero poznanie wszystkich szczegółów może pomóc zrozumieć, co dokładnie mogło zajść.

Podsumowanie

W każdym skandalu ważne jest nie tylko samo zdarzenie, ale również reakcja na to zdarzenie. Nie inaczej jest w tym przypadku. Izrael skarży się na rosnącą falę antysemityzmu, ale sam swoim zachowaniem w tak prostej kwestii, jak przeproszenie za popełniony błąd, strzelił do własnej bramki. Nawet najwięksi obrońcy poczynań państwa Izrael mieli spory problem z udawaniem, że wszystko jest w porządku, słysząc tak pokrętne wyjaśnienia.

Ludzie zmieniają poglądy w jednej z trzech sytuacji:

a) gdy sami coś wiedzą na dany temat,
b) gdy poczują się zdradzeni,
c) gdy zostaną skrzywdzeni.

Izrael swoim haniebnym czynem i butnym zachowaniem właśnie pomógł milionom osób zmienić swoje nastawienie co do konfliktu na linii Izrael-Palestyna. Poza tym dał Polakom do myślenia w kwestii naszych relacji z państwem Izrael.

A wystarczyło powiedzieć „przepraszam”.

Na koniec dwa różne spojrzenia na to samo zdarzenie.

===

Słowo o gaśnicy

Skoro już wspomniano o gaśnicy, kontrast między tym zdarzeniem a ostrzelaniem konwoju WCK wręcz ścina z nóg. Czytelnikowi polecam swój obszerny artykuł Szabasowa gaśnica, w którym zawarto szereg reakcji z tamtego okresu. Nie było dnia, żeby ktoś nie podkreślał, jak karygodnym czynem było zdmuchnięcie kilku świeczek. Jedną z tych osób był poseł Michał Kobosko, który w programie Radia ZET z 3 kwietnia został zapytany o to wprost. Warto tego posłuchać, bo aż trudno uwierzyć. (Dla pewności można wysłuchać pełnego programu.)

Co ciekawe, Krzysztof Stanowski stwierdził po wywiadzie redaktora Roberta Mazurka z ambasadorem Lewinem, że teraz Grzegorz Braun wychodzi na męża stanu. Jest to raczej efekt kontrastu, jak zauważa.

Trzeba w tym miejscu sprostować pewną rzecz. Poseł Grzegorz Braun chwycił za gaśnicę nie w geście protestu przeciwko wojnie w Palestynie, ale z powodu historii towarzyszącej świętu palenia chanukiji. Sam tak zresztą podkreślał wielokrotnie w kolejnych wywiadach po tym zdarzeniu, m.in. wRealu24. Nie oznacza to, że nie jest przejęty tym, co dzieje się w Strefie Gazy, ale akurat nie to było jego pierwszą myślą podczas odpalania gaśnicy.

Poseł Braun wypowiedział się w kwestii przeprosin ambasadora Lewina. W sobotę 6 kwietnia, w ramach przemarszu „Polska za Pokojem” udzielił komentarza programowi Co Mówią? Oto ten wywiad:

0 0 głosy
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

0 Komentarze
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex