Siatka konspiracyjna Rotmistrza Pileckiego w obozie cygańskim w KL Auschwitz II-Birkenau

Tadeusz Joachimowski, ur. w 1908 r., nie zdążył przed śmiercią ukończyć swych wspomnień z obozowych przeżyć. Oznaczono go w KL Auschwitz numerem 3720. Najpierw był pisarzem (Schreiberem) w obozie macierzystym w Oświęcimiu, a następnie od wiosny 1943 r. pisarzem w obozie cygańskim w Brzezince, którego całkowita zagłada nastąpiła siedemdziesiąt pięć lat temu, w dniu 2 sierpnia 1944 r. Łącznie w KL Auschwitz II-Birkenau zginęło około dwadzieścia tysięcy Cyganów.

Tadeusz Joachimowski aktywnie działał w konspiracji wojskowej więźniów, której twórcą był rotmistrz Witold Pilecki. W lipcu 1944 r. wraz z dwoma współwięźniami Polakami – Ireneuszem Pietrzykiem i Henrykiem Porębskim – ukrył w ziemi wyniesione z kancelarii obozowej księgi ewidencyjne Romów. Zakopano je w obozie cygańskim obok baraku nr 31. Zawinięte były w ubranie i włożone do wiadra. Odkopane zostały w jego obecności w styczniu 1949 r. i są przechowywane w zbiorach archiwalnych Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. W 1993 r. opublikowano je drukiem jako „Księga Pamięci. Cyganie w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau”.

Poniższy fragment wspomnień Tadeusza Joachimowskiego, udało mi się przypadkowo odnaleźć w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Opublikowałem je w biuletynie „Pro Memoria” nr 10 w 1999 r. Warto po dwudziestu latach jeszcze raz przypomnieć w skrócie ten tekst:

„Pierwszych Cyganów przywieziono do obozu w Brzezince w końcu lutego 1943 r. Do osiedlenia przeznaczono im bagnisty teren oznaczony na planach jako odcinek BIIe. Urządzali oni wnętrza stawianych tutaj baraków, a następnie zajmowali się poprawianiem drogi obozowej i pogłębianiem trzech rowów odwadniających, połączonych z głównym systemem odwadniającym obozu. Mimo że woda powoli ustępowała z terenu ciągle miał on malaryczny charakter. (…) Wszystkie baraki zaprojektowane jako pomieszczenia dla koni, o długości 40,5 m i 9 m szerokości, opatrzono dwuskrzydłowymi wrotami. Ponieważ wstawiono do nich prycze, wbudowano dwa piece, które później połączono podwójnym ciągiem kominowym z cegieł, biegnącym przez całą długość oraz wysypano podłogi piaskiem, uznane one zostały przez władze obozowe za nadające się do zamieszkania przez ludzi.

Okien nie wybito z wyjątkiem przewidzianych w projekcie tzw. lufcików umieszczonych pod dachem. Do baraków wchodziło się przez holl, przy którym po obydwu stronach znajdowały się oddzielne salki o wymiarach 3 m na 4,5 m, najczęściej zajmowane przez blokowego i funkcyjnych i stąd dopiero prowadziły drzwi do właściwej części mieszkalnej, zastawionej trzypiętrowymi pryczami o wymiarach 2 m na 2,8 m. W końcowej części baraku były po-mieszczenia przeznaczone na magazyny, które później dzięki inwencji więźniów Polaków przerabiano na umywalnie i ustępy. Przednia i tylna część baraku były podobne. (…)

Ogrodzenie całości stanowiły podwójne linie drutów kolczastych zawieszone na betonowych słupach, którymi bez przerwy w nocy, a od czasu do czasu i w dzień, co było jednak tajemnicą esesmanów, przepływał prąd wysokiego napięcia. Z chwilą zapadnięcia zmroku zapalały się lampy osadzone na słupach. Dodatkowym zabezpieczeniem przed ewentualnymi ucieczkami były wieżyczki wartownicze, które rozmieszczono na rogach obozu, zajmowane przez warty SS.

Pod koniec lutego 1943 r. – na polecenie Rapportschreibera Diestla – przeprowadziliśmy z Antonim Sicińskim ewidencję Cyganów osadzonych już w obozie oraz nowo przybywających. (…) Po udzielonych nam informacjach udaliśmy się do pierwszego baraku, aby zabrać się do pracy. Jeszcze w obozie w Oświęcimiu zastanawialiśmy się nad tym, jak może być urządzony obóz, w którym przebywają rodziny wraz z dziećmi. Teraz mieliśmy się o tym przekonać osobiście. Rzuciło nam się w oczy przede wszystkim to, że Cyganie mieli cywilne ubrania. Kobiety nosiły kolorowe stroje, zaś mężczyźni ubrani byli w tandetne odzienie. Zauważyłem również, że dziewczynki miały cienkie sukienki, natomiast chłopcy długie spodenki i koszulki. Prawie wszyscy byli bez butów i bosymi stopami deptali po zimnej i zabrudzonej podłodze baraku. Zaraz po wejściu do mieszkalnej części baraku uderzył w nas duszący smród, wobec czego poleciliśmy blokowemu, aby wystawiono nam stoły na zewnątrz baraku i tam po zajęciu miejsc rozpoczęliśmy spis.

Zgromadzonych przed nami Cyganów ustawiono w czterdziestu pięciu szeregach, po dziesięć osób w każdym. Naszym zadaniem było wpisanie do karty personalnej każdego Cygana danych w następującej kolejności: numer więźnia, narodowość, imię i nazwisko oraz data i miejsce urodzenia., a także miejsce ostatniego zamieszkania i nazwa urzędu, który dokonał aresztowania. Ostatnia rubryka pozostawała wolna z przeznaczeniem na specjalny wpis o przeniesieniu, zwolnieniu lub śmierci. Te dane wpisywane były do rubryk w księgach głównych obozu. Na kartach personalnych mieliśmy możliwość dokonania bardziej szczegółowych adnotacji np. o służbie wojskowej, odznaczeniach i karalności.

Stojący przede mną Cyganie byli w różnym wieku. Przy jaskrawym świetle słońca wszyscy bez wyjątku wyglądali bardzo źle. Na ten zastraszający wygląd wpływało również to, że od czasu przywiezienia ich z głębi Rzeszy, kiedy to wykąpali się w obozie męskim na odcinku BIb, nie mieli możności umycia się, a od tego czasu minął niejednokrotnie tydzień i więcej dni. W dodatku byli niewyspani i niedożywieni. (…)

Spisywanie ewidencji rozpoczynaliśmy o godzinie szóstej i z bardzo krótką przerwą obiadową trwało ono do apelu wieczornego, rozpoczynającego się pół godziny wcześniej niż w obozie męskim. Uwarunkowane to było tym, że raporty o stanach liczbowych dostarczane musiały być przez jednego z pracowników kancelarii obozu cygańskiego do kancelarii obozu męskiego, jak również do kancelarii obozu kobiecego, w których to kancelariach dokonywano zestawień ogólnych mężczyzn i kobiet. Wypełnione karty ewidencyjne zabierał do swojej kancelarii Roman Frankiewicz, sporządzając z nich odpisy, natomiast ewidencje Cyganów i Cyganek przebywających w tym czasie w szpitalu dostarczał nam pisarz szpitala w rodzinnym obozie cygańskim, inny polski więzień polityczny, Wojciech Barcz. Po trzech dniach pracy przy ewidencji Cyganów wróciliśmy do obozu macierzystego w Oświęcimiu. Jako pisarz bloku nr 22 a miałem wiele zajęć. Jednakże na żądanie oddziału politycznego i na polecenie Rapportschreibera Diestla musiałem jeszcze sporządzić wraz z Antonim Sicińskim odpisy kart ewidencyjnych, założonych dla Cyganów. Karty te dostarczyłem pisarzom Politische Abteilung , a dokładnie mówiąc Aufnahmeschreiberom, pracującym w bloku nr 25.

Roman Frankiewicz, zdjęcie wykonane przez obozowe gestapo

Kilka dni później razem z Antonim Sicińskim poszliśmy ponownie do rodzinnego obozu cygańskiego w Brzezince, gdzie spisywanie nowo przybyłych nie trwało długo, ponieważ transport był niezbyt liczny i mogliśmy jeszcze tego samego dnia wrócić do Oświęcimia. Wtedy to Roman Frankiewicz namawiał mnie usilnie, abym załatwił sobie przeniesienie na stałe do pracy w kancelarii obozowej na odcinku BIIe. Byłem jednak przekonany, że niejeden jeszcze raz odwiedzę obóz cygański i że wtedy podejmę tę decyzję. (…)

Ilekroć przebywałem na terenie odcinka BIIe, tyle razy Roman Frankiewicz namawiał mnie do porzucenia mojej funkcji w obozie macierzystym w Oświęcimiu i przeniesienie się do Brzezinki. Trudno mi było podjąć decyzję, ponieważ praca pisarza w bloku nr 22 a dawała mi duże możliwości przychodzenia ludziom z pomocą, a także pozwalała na wychodzenie do budowanego zakładu chemicznego w Monowicach oraz do Rajska, Harmęż i Bud. W tym czasie związany byłem z grupą Rawicza – Dziamy – Gilewicza – Lisowskiego i Bilińskiego (oficerowie z konspiracji wojskowej rtm. Witolda Pileckiego – dop. A.C.). Poprzednio często kontaktowałem się również z socjalistą Stanisławem Dębskim-Dubois. Kontakty te wskazywały, że moja obecność na tym terenie jest konieczna, ponieważ przy każdym wyjściu z obozu macierzystego mogłem zebrać masę cennych informacji i wiadomości. (…) Postarałem się o zgodę Rapportschreibera Diestla na przeniesienie mnie do Brzezinki, do czego już przekonywali mnie wcześniej Dziama, Gilewicz i Biliński.

Był koniec kwietnia, a może początek maja 1943 r., gdy wraz z kolegą Kazimierzem Sichrawą, polskim więźniem politycznym, oznaczonym numerem 231, szliśmy pod eskortą esesmana do obozu cygańskiego na terenie Brzezinki. Idąc drogą Sichrawa wypytywał mnie o wa-runki życia w tym obozie, o zachowanie się esesmanów w stosunku do więźniów funkcyjnych oraz o kolegów, z którymi zżył się w obozie macierzystym, a którzy już wcześniej zostali przeniesieni do Brzezinki. Rozmowę naszą przerwaliśmy w momencie dojścia do obozowej bramy na odcinku BIIe. Zameldowaliśmy się w okienku wartowni u Blockführera Zielke. Był to jeden z najbardziej ludzkich esesmanów. Wkrótce przywitaliśmy się z uradowanym naszym widokiem Romanem Frankiewiczem, oddając mu nasze karty przeniesienia. Od tej chwili staliśmy się mieszkańcami rodzinnego obozu cygańskiego”.

Niedokończone wspomnienia Tadeusza Joachimowskiego, których fragment przytoczyłem powyżej, liczące około dwieście stron rękopisu nie są znane historykom, w przeciwieństwie do jego relacji, które są przechowywane w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wspomnienia te udało mi się w całości odnaleźć kilkanaście lat temu i jestem w posiadaniu ich kopii. Powinny one zostać przepisane i opublikowane, dostarczając nowych danych odnośnie tragicznej historii obozu cygańskiego w KL Auschwitz II-Birkenau.

0 0 głosy
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadomienie o
guest

0 Komentarze
Najstarszy
Najnowszy Najwięcej głosów
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
0
Będziemy wdzięczni za komentarzex